Nasza historia: ŚLADY POLAKÓW w BRANIEWIE w XIX WIEKU

Wojciech Jaroszek jest fanem braniewskiej historii. Publikuje na swojej autorskiej stronie, www.historiabraniewa.hekko.pl. Warto jego publikacje promować szerzej. Stąd nasz przedruk. Dzisiaj o Polakach, którzy przewijali się przez XIX - wieczne Braniewo.

Dawne Braniewo było zdecydowanie miastem pruskim i mimo, że znajdowało się przez ponad 300 lat w granicach Rzeczpospolitej takim być nie przestało, a po I rozbiorze  władze pruskie czyniły wiele, aby zwalczyć wszelkie przejawy polskości na Warmii. Nie mniej w XIX wieku w Braniewie mieszkali nieliczni Polacy, a przykładowo w Hosianum uczono języka polskiego. Przez Braniewo w różnych okresach przewinęli się polscy żołnierze, działacze niepodległościowi, czy osoby powszechnie znane, a mimo zaborów, a później również rusyfikacji i  germanizacji, ukazało się sporo publikacji, w których autorzy pisali o naszym mieście w języku polskim. Warto przyjrzeć się tym fragmentom historii Braniewa i o tym jest poniższy artykuł.

 

 Największa grupa Polaków przeszła przez Braniewo w latach 1812-1813 podczas kampanii napoleońskiej związanej w wojną z Rosją. Pierwszą zwartą grupą byli żołnierze 7 dywizji niemiecko-polskiej, którzy w ramach I korpusu marszałka Davout przeszli przez miasto w czerwcu 1812 r. byli to Polacy należący do 5, 10 i 11 pułków piechoty Księstwa Warszawskiego. Blisko 4,5 tys. polskich żołnierzy maszerowało wówczas na Królewiec i dalej na północ. Pojawili się ponownie w styczniu 1813 r. gdy pokonana Wielka Armia Napoleona cofała się z Rosji. Co ciekawe do Braniewa weszła ta sama 7 dywizja, tym razem w składzie X korpusu marszałka Macdonalda, ale dołączyły do niej również inne jednostki złożone z Polaków, jak 17 pułk ułanów litewskich i 19 litewski pułk piechoty. Stan tych żołnierzy po zimowej kampanii był fatalny, odpoczywali kilka dni m.in. w Hosianum i po spaleniu mostów na Pasłęce w dniu 8.01.1813 r. odeszli do Gdańska, wchodząc następnie w skład załogi tej twierdzy. Nie pozostawili po sobie niestety żadnych pisanych wspomnień. Oczywiście w XIX-wiecznym Braniewie przebywali inni Polacy jako choćby uczniowie, czy wykładowcy braniewskich szkół, czy też księża lub klerycy seminarium, ale w artykule skupimy się na postaciach, które będąc w mieście zostawiły ślad w postaci pisanej lub ich nazwiska funkcjonują współcześnie.

Zapewne niejeden z czytelników, ale również autor tego tekstu, przerabiając obowiązkową lekturę szkolną „Powrót posłaJuliana Ursyna Niemcewicza (1758-1841) nie zdawał sobie wówczas sprawy, że autor tej napisanej w 1790 r. komedii politycznej odwiedził nasze miasto. Jest przy tym chyba najbardziej znanym wśród Polaków, który odwiedził Braniewo w XIX wieku. Otóż ten wybitny polski poeta, pisarz, dramaturg i publicysta w 1817 r. odbył podróż po Prusach Zachodnich i Wschodnich, zwracając uwagę na związki historyczne z Polską. Przebywał też krótko w Braniewie, o którym po zapewne wcześniejszym zwiedzeniu, napisał następująco: „Braunsberg, miasteczko dość porządne i czynniej prowadzące handel, wraz prawie z Królewcem, to jest przez biskupa Bruno, w r. 1255, założonem było. Położone niedaleko rzeki Passargi wrzucającej się w Haf, należało do związku hanzeatyckiego. I dziś zamożniejszem byłby mogło, gdyby żyźniejsze otaczały je niwy; lecz jakiegoż wywozu piaski i małe sosenki dostarczyć mogą?”. Następny fragment Niemcewicz poświęcił sprowadzeniu Jezuitów do Braniewa przez biskupa Stanisława Hozjusza, co miało miejsce w 1565 r.: „Kardynał Hozyusz szczególniej przemieszkiwać lubił w Braunsbergu. Przestraszony szerzącą się po Prusiech Lutra nauką, sprowadzenie Jezuitów za najskuteczniejszy środek oparcia się złemu uznał. Jakoż najpierwszych w Polsce Jezuitów osadził  w Braunsbergu i Bydgoszczy: Collegium Jesuitarum Brunsperge, veluti In stawione adversus hereticos collocavit. Ta czarna przednia straż, tak niezmordowanie trzymała podsłuchy i czaty, tak najmniejszego bombizę odzywającego się z luterska nauką umiała sprzątać, wypędzać, iż znaczna część Prus polskich i cała Warmia a contagione pestifare labis opera Hosii Salata fuit. Z zabraniem Braunsberga wraz z Prusy w r. 1772, Prusacy liczone towarzystwo jezusowe i wspaniałe przez Hozyusza wzniesione dla nich gmachy zastali”. Nie uszło uwadze autora przejęcie obiektów jezuickich przez państwo pruskie po kasacie zakonu w 1780 r., w ramach którego przekształcono Collegium Hosianum w Gymnasium Academikum. Jak również zburzenie dawnego jezuickiego kościoła, co nastąpiło w 1809 r.: „Kolegium obrócone i przerobione zostało na gimnazjum, kościół niedawno rozebranym został. Przedano za bezcen piękne, z ołtarzów, włoskiego pędzla obrazy; gdzie były, dopytać się niemogłem. Dziś, na miejscu kędy ta przeważna gwardya pretoryańska Watykanu obozy swe miała, gdzie zwłoki swoje chowała, dziwnem losów igrzyskiem, na samych trumnach jezuickich założony został ogród publiczny”. Zapewne losowi braniewskiego Hosianum i tutejszym Jezuitom poświęcił Julian Ursyn Niemcewicz ten krótki wiersz:

Już z mózgów synów Lojoli

Wyrosły dęby i szczyty topoli;

A gdzie leżą teologi,

Splatane chwasty i głogi,

Posępnym cieniem okryte,

Stawią gęstwy nieprzebyte.

Tam gdzie próchnieją królów spowiednicy,

Buław, starostw rozdawniczy,

Wyniosłością jak wprzód dwory

Pysznią się buki i rosłe jawory,

I jak wprzód, w ruchu swym niepowściągnione,

Roznoszą burze i wichry szalone."

 I dalej Niemcewicz pyta: „Coby powiedział na to Hozyusz? Przecież Braunsberg dotąd po większej części katolikami jest zaludniony”. Uwadze literata nie mogły ujść braniewskie szkoły, a zwłaszcza  gimnazjalna biblioteka, pozostałość zbiorów jezuickich przejęta przez gimnazjum: „Znajduje się w nim szkoła normalna i gimnazyum z biblioteką do 4,000 książek liczącą. Cała ta biblioteka jest jeszcze po Jezuitach; wszyscy dziejopisowi polscy co po łacinie pisali znajdują się w niej w oryginalnych edycyach swych”. Odrębnie Niemcewicz zajął się Seminarium Duchownym znajdującym się wówczas w Kamiennym Domu: „Za rządów Grzegorza XIII i staraniem biskupa Wydżgi, założone tu zostało seminaryum dla księży świeckich. Jest to piękny gmach dziś Steinhaus zwany. Na potężnej marmurowej tafli wyryty napis złotemi literami, oznacza, iż papież, gorliwy o nawrócenie heretyków, jakoto: Moskali, Szwedów, Gotów, Wandali, Duńczyków, Inflantczyków, Kurlandczyków, i t.d., by w blizkości krajów swoich mieli sposobność poznania przeklętych błędów swoich i nauczania się prawdziwej wiary, w Braunsbergu to seminaryum założył”. Po krótkim pobycie w naszym mieście Julian Ursyn Niemcewicz ruszył do Heiligenbeil i Królewca.

 W lecie 1827 r. Braniewo odwiedził aktywista tajnych organizacji młodzieżowych  i korespondent gazet warszawskich Tadeusz Krępowiecki (1798-1847). W swoich opublikowanych w 1829 r. listach zatytułowanych „Przejażdżka w Prusach Polskich”, o Braniewie i jego  mieszkańcach napisał następująco: „Opuściwszy Frauenburg jechaliśmy drogą zbyt nudną, bo z jednej strony same niezyzne i nagie widzieliśmy okolice, z drugiej posępną wodę Friszhafu. W krótce zniknęła z oczu ta odnoga, bo poczta zwróciła się do Braunsberga. To miasto leży nad Pasargą, dość porządnie zbudowane. Ma kolegjum pojezuickie i wielki kościół. Tu znaczna część mieszkańców polskim mówi językiem”. Tadeusz Krępowiecki opisał też jazdę do Heiligenbeil (dziś Mamonowo) : „Im bardziej droga ku Heiligenbeil idzie, tem jest nudniejsza; bo nic smutniejszego nad wodę Friszhafu. Żadnego tam życia nie ma, bo okręta wielkie w tę miałką nie wpływają odnogę. Mnóstwo tylko białych ptaków ją obsiada, które zapewne żywią się rybami i robakami morskiemi.”. Tadeusz Krępowiecki wziął udział w Powstaniu Listopadowym 1830-1831, walcząc pod Stoczkiem i Boremlem. Podczas obrony Warszawy został ranny, był odznaczony Orderem Virtuti Militari. Po powstaniu wyemigrował do Francji, a następnie Wielkiej Brytanii. Był działaczem kolejno: Komitetu Narodowego Polskiego, Towarzystwa Demokratycznego Polskiego i Gromad Ludu Polskiego. Zmarł w Londynie w dniu 5.01.1847 r.

 Na terenie Królestwa Kongresowego w latach 1830-1831 miało miejsce Powstanie Listopadowe, które przekształciło się w wojnę polsko-rosyjską. Ten zryw narodowy był jednym z niewielu polskich powstań mających szansę na zwycięstwo, gdyż istniała jednak namiastka państwa, sejm, a przede wszystkim stosunkowo liczna armia. Nie mniej wobec przewagi armii rosyjskiej, jak również nieumiejętnego dowodzenia i wielu innych przyczyn, wojna zakończyła się klęską. Część wojsk polskich w liczbie blisko 30 tys. żołnierzy znalazło się na terytorium Prus. W lipcu 1831 r. jako pierwsze do Prus Wschodnich wkroczyły przyparte do granicy przez Rosjan polskie oddziały generałów Chłapowskiego, Giełguda, Rolanda i Szymanowskiego w łącznej liczbie ponad 8 tys. żołnierzy. Z kolei w dniu 5.10.1831 r.  na czele 20 tysięcy żołnierzy granicę Prus przekroczył gen. Maciej Rybiński ostatni Naczelny Wódz Wojska Polskiego. Większość polskich żołnierzy została internowana w pobliżu Królewca i Elblągu oraz okolicach. Braniewo nie doświadczyło pobytu zorganizowanych grup, nie było też na trasie przemarszu wojska, ale kilku Polaków otarło się o miasto. Jeden z nich Józef Alfons Potrykowski (1805-1863)były podporucznik 1 pułku ułanów szczegółowo opisał podróż przez Prusy. Do Braniewa trafili w dniu 4.01.1832 r., a w swoim pamiętniku podkreślił znaczenie pamiątek związanych z Polską oraz okazywaną przez mieszkańców sympatię: ”Braunsberg o 5 mil od Brandenburgu. Miasto powiatowe ma kilka kościołów, gimnazjum katolickie, wiele pięknych domów. Mieszkańce po największej części są katolicy. Tu został założony pierwszy kolegiat polski przez kardynała Hozjusza. Mieszkańce tego miasta dość nam sprzyjającymi się okazywali i ubolewali nad naszym i naszej biednej ojczyzny nieszczęściem”. Autor z grupą żołnierzy-tułaczy wyruszył na emigrację do Francji, gdzie został działaczem:  od 1832 r. Towarzystwa Litewskiego i Ziem Ruskich, a od 1837 r. Zjednoczonej Emigracji Polskiej. Od 1838 r. był redaktorem gazety Korespondent Emigracji Polskiej. Ten działacz emigracyjny i pamiętnikarz spoczywa na słynnym paryskim cmentarzu Père-Lachaise (kwatera 86).

 W Braniewie jest ulica Konarskiego, na której mieszczą się m.in. dwa przedszkola i dwie szkoły. Zapewne jednak większość mieszkańców tej ulicy nie wie, że patron ulicy – polski działacz niepodległościowy Szymon Konarski (1808-1839) przebywał krótko w naszym mieście, a okoliczności tej wizyty wcale nie były dla niego przyjemne. On również uczestniczył w Powstaniu Listopadowym jako podporucznik, walcząc m.in. pod Wawrem i Grochowem, a następnie w wyprawie gen. Chłapowskiego na Litwę. Był dzielnym żołnierzem, bo podczas bitwy pod Hajnowszczyzną atakując na czele 30 żołnierzy rozbił rosyjski batalion i zdobył działo. Wraz z dużą grupą Polaków trafił do Prus i został internowany w dniu 14.07.1831 r. Przebywał w wielu miejscach, ale ostatecznie opuścił Prusy w dniu 6.01.1832 r. jadąc m.in. przez Pieniężno. Podczas ponad rocznego pobytu we Francji dołączył do tzw. partyzantów Zaliwskiego. Jako okręgowy dowódca partyzantki na okręg mariampolski i kalwaryjski w województwie augustowskim, wyruszył przez Szwajcarię, kraje niemieckie i Prusy do Wielkiego Księstwa Poznańskiego. Stamtąd dotarł wreszcie w augustowskie, ale wobec klęski zamiarów powstańczych zdecydował się przejść do Prus. W wyprawie towarzyszył mu Antoni Berensdorff, były podporucznik 1 pułku strzelców pieszych. Obaj konspiratorzy zostali w dniu 6.05.1832 r. aresztowani przez władze pruskie i trafili do Królewca. Po  kilku dniach przesłuchań i niepewności polecono im opuścić terytorium Prus Wschodnich i ruszyć transportem pieszo do Lipska. W drogę w stronę Brandenburga wyruszyli w dniu 10.05.1832 r. pod eskortą żandarma. Eskorta  żandarmów wymieniała się w drodze, natomiast Polacy szli zakurzeni i zmęczeni wielokilometrowym marszem. Przenocowali w Heiligenbeil (Świętomiejsce), a następnego dnia 11.05.1832 r. maszerowali przez Gronowo i Braniewo. Szli na pewno ulicą  Königsbergerstrasse, a gdy mijali ogrody naprzeciw budowanego wówczas kościoła ewangelickiego (obecnie św. Antoniego), Szymon Konarski nie mógł przepuszczać, że ponad 150 lat później ulica naprzeciw kościoła będzie się ona nazywała jego nazwiskiem. Dwaj Polacy idąc przez miasto ze stroczonymi na ramionach płaszczami i w eskorcie żandarma musieli budzić zainteresowanie przechodniów. Dotarli do  Fromborka, gdzie przenocowali a następnie do Elbląga. Szymon Konarski wyemigrował do Belgii,  a następnie do Szwajcarii. Jako emisariusz Młodej Polski trafił w 1835 r. do Krakowa, gdzie przystąpił Stowarzyszenia Ludu Polskiego,organizacji mającej na celu odbudowę państwa polskiego w ramach powstania na terenie trzech zaborów. W ramach SLP prowadził szeroką działalność na Wołyniu, Podolu i Litwie wciągając do konspiracyjnej organizacji ok. 3 tysiące osób. Nawiązał też kontakty z rewolucjonistami rosyjskimi. Został aresztowany przez władze rosyjskie w Wilnie, ale mimo tortur nie wydał nikogo. Szymon Konarski został skazany na śmierć i rozstrzelany w dniu 27.02.1839 r. Został potajemnie pochowany na cmentarzu kalwińskim w Wilnie.

Co prawda autorzy wymienionego poniżej dzieła nie byli w Braniewie, ale krótką charakterystykę miasta zawiera pochodzące z 1842 r., wydane w Poznaniu dzieło pt. Starożytności  polskie: ku wygodzie czytelnika porządkiem abecadłowym zebrane, którego autorami są Emil Kierski (1810-1874)i Jędrzej Moraczewski (1802-1855). Jest to słownik, a właściwie encyklopedia dawnych polskich wyrazów, w tym oczywiście miejscowości z krótką charakterystyką i historią. Na temat Braniewa autorzy napisali w tomie I następująco: „Braunsberg albo Brunsberg m. nad Passargą rzeką, o milę od jej ujścia do Frischehaff, dawniej w księstwie warmińskim, dziś w Prusach w obw. reg. królewieckiej. (…)Znajdują się tutaj cztery kościoły katolickie, jeden luterski i seminaryum”. Charakterystyka jednak zawiera głównie opis wydarzeń historycznych związanych z założeniem miasta oraz epizody dotyczące wojny pruskiej 1520 r. i szwedzkiej okupacji z lat 1626-1635.

 W 1848 r. w Europie wybuchła rewolucja zwana Wiosną Ludów. Wybuchły również walki w zaborze pruskim tj. Wielkim Księstwie Poznańskim, które przeszły do historii jako Powstanie Wielkopolskie. W powstaniu wzięło udział blisko 20 tys. Polaków z Wielkopolski, ale zmierzali tam również rodacy z innych zaborów. Wiosną 1848 r. do Braniewa trafiła grupka polskich patriotów, którzy z zaboru rosyjskiego przeszli do Prus chcąc przystąpić do walk w Powstaniu Wielkopolskim w rzekomo formowanym tam wojsku polskim. Polacy liczyli na rychły wybuch wojny między Rosją i Prusami. Ponieważ przebywali w Braniewie kilka tygodni, a jeden z nich opisał ten pobyt w pamiętniku, możemy poznać Braniewo w połowie XIX wieku widziane okiem młodego Polaka. Autor pamiętnika to Hipolit Maurycy Glazer (1821-1899), skromny urzędnik z Kalwarii w augustowskim, który granicę prusko-rosyjską przekroczył 14.04.1848 r. i przez Stołupiany dotarł z grupą przyjaciół do Królewca, skąd dość szybko władze pruskie przeniosły ich do Braniewa. Dość subiektywnie opisał swój pobyt w Braniewie i widziane wydarzenia, ale jest to najbogatszy w informacje zapis o Braniewie  skreślony w XIX wieku ręką Polaka. Grupa Polaków liczyła w różnych okresach ok. 30 osób, a byli wśród nich różni oficjaliści, drobni urzędnicy, uboższa szlachta i nieliczni chłopi. Przybyli oni do Braniewa w gorącym okresie, a  dokładnie w dniu 20.04.1848 r. i zamieszkali w hotelu „Deutsches Haus” przy ulicy Langgasse Nr 70 (obecnie Gdańska) należącym do niejakiego Silberbacha. Był to Wielki Czwartek a autorowi niezbyt spodobały się warunki, ale być może oczekiwania jak na tułaczy może były zbyt wygórowane, nie mniej Glazer napisał tak: „Ach, jakież nędzne jedzenie dali nam z postem, jakeśmy żądali. Ale i potem, choć dawano z mięsem, dalibóg nie obrazilibyśmy postu, u nas służącym lepiej jeść dają”. Młodzi Polacy nie tracili czasu i już w dniu 21.04.1848 r. zaczęli zwiedzać Braniewo, a Glazer zawarł w pamiętniku następujący opis: „Poszliśmy do kościoła. Jest tu dwa  katolickie kościoły. Fara, wielki stary kościół i drugi mniejszy ‘nowomiejski’. Braunsberg w ogóle piękne i porządne miasteczko, ma Liceum, dwie apteki, stoi batalion piechoty. Przez miasto płynie rzeka Passaria, którą przechodzą wiciny od Frischhafu, w mieście stoi wielki młyn, który wodą i parą miele na 24 ganki. Bardzo wiele porządnych domów, ulice zupełnie murami zabudowane itd.”. W tym samym dniu Polacy udali się do landrata powiatu braniewskiego, którym był doktor von Groβ gen. von Schwarzhoff (funkcję pełnił w latach 1840-1855). Postanowili przede wszystkim zdobyć środki na dalszą egzystencję, dlatego napisali podanie o następującej treści: „My niżej podpisani Polacy, przybyliśmy do Prus dla zaciągnięcia się do legionów Polskich, które tu miały być formowane. Ułudzeni zostaliśmy fałszywymi wieściami w Królestwie Polskim rozsiewanymi, że w Prusach każdego Polaka zaraz do wojska na koszt rządowy przyjmują. Wybierając się spiesznie, bo obawialim się znowu, że nas na Syberię nie pobrano, nie mogliśmy zaopatrzyć się w fundusze i dziś jesteśmy bez jednego grosza, bez sposobu utrzymania życia przez dzień”. Ich prośba znalazła zrozumienie, gdyż przez pewien czas miejscowe władze płaciły za ich utrzymanie. W kolejnym dniu pobytu tj. 22.04.1848 r. przypadała Wielka Sobota, dlatego zapewne też kilka zdań poświęcił sprawom wiary i wielkanocnych obyczajów braniewian: „Kilka razy chodziliśmy do kościoła. Jest tu wielu katolików i kilku księży katolickich, ale wszystko Niemcy, nie umieją po polsku. Grób Zbawiciela dosyć gustownie ubrany, wielkie organy, czterech ludzi przy organach gra na blaszanych instrumentach, a innych kilka osób śpiewa. Podobała mi się ta orkiestra, podobnież harmonijne ich tony przejmują do duszy, rozrzewniają i mimowolnie napełniają taką pobożnością. Lud pobożny, w kościele panuje prawdziwie pobożna, poważna uroczystość”. Sam Hipolit Glazer był również człowiekiem religijnym i tak wspomina 23.04.1848 r. pierwszy dzień Wielkanocy: „Obudziłem się rano, pobiegłem do kościoła, ale już na koniec rezurekcji trafiłem, wysłuchałem dwóch mszy św. Wróciwszy do stancji, nie znalazłem święconego, to obudziło mię żałosne i smutne uczucie. Poszliśmy obydwa z Ignacym Bykowskim do restauracji i zjedli po jednym jajku kurzym gotowanym. Nie były one poświęcone, ale przynajmniej imitowały, choć w części naszą Wielkanoc”. Cóż tradycja to tradycja.

Natomiast w dniu 24.04.1848 r. miał pierwsze spotkanie z Polakiem, jak się później okaże nie ostatnie: „Przyszedł do nas pewien rzemieślnik, posiadający język polski, w Braunsbergu osiadły, radził nam udać się do pewnego obywatela Polaka tylko małe ćwierć mili drogi od Braunsberga, w dziedzicznej swej włości mieszkającego. Jest to emigrant od rewolucji 1831, miał pieniądze, kupił sobie tu majątek i osiadł, liczy się dziś do pierwszych obywateli w okolicy. Mówił nam rzemieślnik, że mu sprawimy przyjemność i pokazał nam drogę do niego, ale że dziś deszcz padał i zrobiło się błoto, a prócz tego wieczór nadchodził, odłożylim tę wycieczkę na później”. Szkoda jedynie, że autor pamiętnika nie wymienił miejscowości, w której mieszkała ten powstaniec z 1831 r. Kolejny wpis odnosi się do braniewskiego wojska a dokładnie batalionu fizylierów ze składu królewieckiego 3 Infanterie Regiment, który od 1817 r. z przerwami stacjonował w Braniewie. Pod datą 25.04.1848r. autor opisał fizylierów następująco: „dowiedzielim się, że jutro rano batalion piechoty tu konsystujący do Królewca wychodzi i żadne wojsko w Braunsbergu nie pozostanie. W tym batalionie, z tysiąca ludzi złożonym, zaledwie jest stu Niemców, reszta wojsko znad granicy polskiej, ci żołnierze mienią się Polakami, po polsku mówią i z nami szukają sposobności mówienia.. Wczoraj przed gankiem, a raczej teraz wieczór, zebrało się kilku, żegnali nas i powiedzieli, że jak oni wyjdą, to mieszczanie, osobliwie niższa klasa, będą już bić się, burzyć i może co ważnego zrobią, bo teraz obecność wojska ich wstrzymywała. Ta powieść trochę nas zasmuciła, bo któż wie, czy ajenci ruscy dzisiaj nie myślą o nas, czy nie namówią prostych Prusaków do wyrządzenia nam jakiej krzywdy, żeby ściągnąć nienawiść naszego kraju i zanieść niezgodę między Polakami a Prusakami? Bóg wie.(…) Wojsko zniechęcone, że stoi na stopie wojennej, a dostaje racje jakby w pokoju i do niczego w kraju wdać się nie może. Żołnierz prawie bezkarny, zaledwie prostym przyłożeniem ręki do głowy w przechodzie oficerowi uszanowanie oddaje, a ten mu tak samo odpowiada”. Jak widać skład narodowościowy batalionu jest dość zaskakujący, jednak pobór następował w rejonach gęsto przez Polaków zasiedlonych, stąd też nie może dziwić taka ich liczba w jednostce. Wyjście batalionu fizylierów stało się faktem w dniu 26.04.1848 r., nie mniej w mieście powstała uzbrojona Straż Obywatelska, która już wkrótce miała okazać się potrzebna wobec niepokojów społecznych jakie wystąpiły w Braniewie. W całej Europie wybuchły rewolucje i powstania w ramach Wiosny Ludów (przykładowo w Badenii oddziałem dowodził urodzony w Braniewie były pruski oficer August Willich), nie może też dziwić że do rozruchów doszło również w Braniewie, a na czele stanęli radykalni przywódcy robotniczy. Już w dniu wyjścia fizylierów Polacy zwietrzyli rozróbę, a Glazer zapisał: „Wieczorem nasi chodzą po mieście, usłyszeli, że dzisiejszej nocy ma być zamieszanie w Braunsbergu. Niższa klasa wyrobników ma uderzyć na bogatszych kupców i obywateli dla wzięcia im bogactwa, chcąc przy tym zmienić władzę miejską, podobno i nam Polakom ma się dostać, bo uważają za ciężar miasta. Przedsięwzięlim wszelkie środki ostrożności i niespokojnie w noc późną czekamy wypadku. Jest to zła strona nieuporządkowanej jeszcze wolności.”. W dniu 27.04.1848 r. okazało się, że w pobliskim Heiligenbeil przebywa 13 innych Polaków, również uciekinierów z zaboru rosyjskiego. W najbliższych dniach obie grupy  odwiedzały się nawzajem, natomiast autor pamiętnika w dniu 27.04.1848 r. postanowił w końcu odwiedzić powstańca listopadowego mieszkającego w pobliżu Braniewa, opisując to zdarzenie tak: „Ja zaś, Tadeusz Pilchowski i Jerzy Piotrowski zniecierpliwieni do ostatka złym nas żywieniem przez gospodarza, poszli do owego obywatela Polaka, o ćwierć mili drogi stąd mieszkającego, żeby przez niego wyjednać polepszenie u landrata. Nazywa się Geymann, przyjął nas grzecznie, przedstawił żonie i swym dzieciom, ale te nie umiejąc po polsku nie mogły z nami wdać się w dyskurs”. Nic więcej o tym Polaku i jego rodzinie nie wiadomo. Jakimi złudnymi nadziejami żyli Polacy najlepiej świadczy zapis z dnia 29.04.1848 r.: „Wiadomość o bliskiej wojnie Prus z Rosją bardzo się rozszerza. Uważałem dziś, że Prusacy na nas Polaków życzliwym spoglądają okiem”.

Do oczekiwanych w mieście rozruchów doszło wreszcie w dniu 30.04.1848 r. braniewska biedota starła się ze Strażą Obywatelską, która liczyła 800 ludzi, z których połowa uzbrojona była w karabiny. Na czele Straży złożonej m.in. z uczniów gimnazjum, stał inspektor budowlany August Bertram, skądinąd zasłużony dla miasta za ratowanie zabytków, w tym m.in. Wieży Kleszej. Opis walk w mieście zamieszczony przez Hipolita Glazera  jest dokładny i nie pozostawia złudzeń, po której stronie opowiedzieli się Polacy: „Po południu o godzinie może 5 na Vorstadzie, na placu, gdzie wojsko jak było, zbierało się, zaczęła się mała awanturka, kilku wyrobników niby bić się zaczęło. Liczba ich nagle wzrastała i kiedy doszła kilkudziesiąt albo stu, uderzyli na domy bogatszych obywateli, rozpoczęli od domu resursowego, wybijali drzwi, okna, żandarma we drzwiach stojącego i nie dopuszczającego wejścia zwalił jeden drągiem przez głowę, aż padł bez zmysłów na ziemię. Żądali pieniędzy i zasiłków, liczba ich ciągle wzrastała. Otóż wybuchło ono spodziewane powstanie. Dom naszego gospodarza miał być także wkrótce napadnięty jako do bogatych liczący się. Nas prosiła gospodyni, aby ich bronić, byliśmy w stanie bronić, ale nam przybyszom nie wypada mieszać się w spory między nimi rodakami zaszłe. Tymczasem wnet zebrała się gwardia obywatelska, czyli narodowa, należycie uzbrojona, wpadli na awanturników, 17 złapali i na odwach zaprowadzili, pokaleczywszy ich jak należy, resztę rozpędzili i tak zapewnili na dzisiejszą noc przynajmniej spokojność. My sobie chodzilim śmiało po ulicy i przypatrywali się tej pięknej awanturze. Na naszej śmiałości skorzystaliśmy, bom się przekonali, że awanturnicy względem nas żadnego zamiaru nie mieli. Chcieli tylko na bogaczach wymóc zasiłek dla siebie, a o nas dobrze wiedzą, że my wcale nie bogacze.”. Z jednej strony trochę dziwi stosunek polskich działaczy niepodległościowych do wystąpień biednych warstw społecznych, będących konsekwencją trwającej Wiosny Ludów i następujących przemian w społeczeństwie niemieckim. Glazer sam nazywa rozruchy społeczne raz awanturą, to znów powstaniem, a na koniec stwierdza, że biedni chcieli zasiłków. Nie mniej w dniu 1.05.1848 r. stwierdza, że: „Noc przeszła spokojnie”.

Autor pisze też o poznanym polskim księdzu, którym był Jerzy Smolka (1818-?), w latach 1844-1849 wykładowca teologii i języka polskiego w Liceum Hosianum: „Poznałem tu dziś księdza Smolkę rodem ze Szląska, Polaka, profesora przy tutejszym Liceum. Jest to uczony człowiek, światły, młody jeszcze, lat niewiele więcej jak 30. Czysto i naukowo mówi po polsku, chętnie i szczerze przyjmuje Polaków, jest bardzo uprzejmy. Żałuję, że dopiero dziś namyśliłem się pójść do niego. Przyjął mnie jak innych bardzo grzecznie, dał książek do czytania, wyświadczył nam przez to wielkie dobrodziejstwo”. Jeszcze tego samego dnia dali o sobie znać uczestnicy rozruchów z dnia poprzedniego o czym Glazer pisze następująco: „Doszły nas wieści, że rozpędzeni wczoraj awanturnicy dziś mają się zebrać w większej liczbie, uzbrojeni w pistolety, kosy, siekiery itd. dla przywiedzenia swego zamiaru do skutku. Ale też gwardia narodowa zebrała się także w daleko większej liczbie – przeszło 700 ludzi stanęło pod bronią i to bronią kompletną. Dowódcy maja pałasze, a szeregowcy karabiny wojskowe z bagnetami, prócz wielu pałaszy i pistoletów. Gdyby zaszła potrzeba, przybiorą młodzież szkolną, a tak liczba obrońców porządku dojdzie 1200 ludzi. Takiej sile, mającej za sobą siłę moralna i prawość nie dotrzyma choćby 2000 awanturników, których wielka liczba wedle przypuszczeń nie dochodzi do 500. Jestem więc pewny, że pomiarkowawszy, że to piwo nie przelewki, dadzą pokój”. Następnego dnia 2.05.1848 r. Hipolit Glazer proroczo zauważa: „Jak przewidywałem, awanturnicy dali pokój, nie zaczepiali”. Z kolei w rocznicę uchwalenia Konstytucji z 1791 r. Hipolit Glazer zapisał: „Dzień dzisiejszy miły dla Polaków, obfity w pamiątki, ale my tu rzuceni w kraj obcy, nie mamy środków ich obchodzić”. Glazer z kolegami jak się okazało nie byli jedynymi Polakami w Braniewie, bowiem w dniu 4.05.1848 r. poznali grupę aż 8 polskich kleryków z braniewskiego seminarium duchownego: „W czasie obiadu naszło nas ośmiu kleryków z tutejszego katolickiego seminarium. Oni wszyscy Polacy, tchną naszym duchem. Ledwo onegdaj wrócili ze świąt, dziś zaraz przylecieli do nas. Fundowali nam, częstowali, litowali, jak tylko, cieszyli, zbiegli się i pozostali fanfaroni, bawili od południa do samego wieczora. Śpiewali, skakali, tańczyli, nanieśli nam książek. Gdybyśmy którąkolwiek z tych książek mieli albo czytali w Kongresówce (tak Niemcy nazywają dzisiejsze niby Królestwo Polskie), siedzielibyśmy w cytadeli, są to bowiem wszystkie poezje Mickiewicza, kalendarzyk emigranta, głos czyli ustne przemówienie Mierosławskiego itp.”. Owi fanfaroni to część grupy Polaków przebywających w Braniewie, jednak niezbyt lubianych przez Glazera i jego kompanów. W innym miejscu stwierdza, że dołączyło ich sześciu z płockiej guberni „…udają, paniczów. Istotnie mają dość pieniędzy, fanfaronują, a z tym nie są do naszego towarzystwa” i wymienia ich nazwiska: Śmigielski, Osiński, Lasocki, itd. Ocena Glazera być może nie jest sprawiedliwa, bowiem ojcowie dwóch pierwszych byli pułkownikami w Powstaniu Listopadowym, tak więc synowie na pewno otrzymali patriotyczne wychowanie, skoro chcieli przystąpić do walki. Natomiast zaskakuje dostępność polskich lektur w zaborze pruskim, a pod takim była przecież Warmia z Braniewem, w porównaniu do opuszczonego przez Polaków zaboru rosyjskiego, gdzie już trwała rusyfikacja, a już samo ich czytanie groziło srogimi represjami. W dniu 5.05.1848 r. autor trochę więcej napisał o zamieszkujących Braniewo Niemcach, ale również zdradził, że Polacy w ogóle nie znali języka oraz budzili duże zainteresowanie płci przeciwnej: „Sympatia Niemców znowu dla nas się przychyla, radzi nam, uprzejmi, grzeczni, ciągle nas odwiedzają, zapraszają do siebie, o jakaż szkoda, że nie rozumiemy ich języka, jakże byśmy się prześlicznie bawili co dzień od rana do wieczora. Wszystkie Niemki spacery zawsze koło naszych kwater odbywają, jakoż miło na nas spoglądają, jak żałuję, że rozmawiać z nimi nie mogę”. Podczas pobytu Polacy znajdowali również czas na zabawę, byli w końcu młodymi ludźmi z dala od rodzinnych stron. Tak autor opisał ich doznania w dniu 8.05.1848  r.: „Św. Stanisław, patron Polski, a my Polacy prawie w niewoli. Może za rok będzie inaczej. Między nami płocczanami jest dwóch solenizantów, Damięcki i Osiński, mają pieniądze, więc szumne imieniny wyprawili. Sprowadzili arfiarki, wina, ćwiczyliśmy, śpiewali, pili cały dzień”. W sumie nie ma się co dziwić każda okazja jest dobra, a co dopiero imieniny.

 Zbliżał się koniec pobytu w Braniewie, w dniu 15.05.1848 r. Glazer pisze: „Nareszcie otrzymaliśmy rozkaz marszu, ale nie do Frankfurtu, a do Gdańska, stamtąd podobno przyjedziemy nad Królestwo Hanowerskie, gdzie pomiędzy rzekami Elbą i Wezerą dla Polaków miejsce pobytu jest przeznaczone. Wychodzimy, czyli wyjeżdżamy pojutrze rano, w środę”. Pod datą 16.05.1848 r.  Glazer opisuje koniec pobytu Polaków w Braniewie: „Wybieramy się w podróż. Idę do ks. Smolki, to nasz prawdziwy przyjaciel, pasie, traktuje, żywi jak może. A klerycy, klerycy! Co za chłopaki. Dotąd Bogu dzięki wszędzie znajdowaliśmy dobrych ludzi. W Stołupianach Runo, w Królewcu Szymkiewicz, w Braunsbergu ks. Smolka i klerycy, czy nadal będzie tak, czy w Gdańsku znajdziemy kogo”. W zapiskach z dnia 17.05.1848 r. wymienia zaprzyjaźnionych polskich kleryków: „Przed wyjazdem muszę wymienić nazwiska kleryków z akademii, którzy nam osładzają pobyt w Braunsbergu. Są to: 1. Rochoń Mikołaj; 2. Rapierski Józef; 3. Osiński Józef; 4. Olszewski Józef; 5. Polakowski Jan; 6. Langkau Józef.”. Warto poświęcić po kilka zdań tym duchownym, polskim patriotom, którzy posługę kapłańską pełnić mieli w XIX-wiecznych Prusach. Ksiądz Mikołaj Rochoń (1824-1887), święcenia otrzymał w 1850 r. Posługę pełnił w Biskupcu, Postolinie i Ełku. Od 1856 r. do śmierci był proboszczem w Butrynach. Ksiądz Józef Rapierski wiadomo, że pochodził z Barczewka, a po święceniach od 1853 r. uczył po polsku i niemiecku w szkole ludowej w Sztumie. Ksiądz Józef Osiński święcenia otrzymał w 1853 r. i został wikarym w Biskupcu, gdzie uczył religii języku polskim. Następnie był proboszczem w Prudzie, a w 1863 r. władze pruskie odnotowały, że sympatyzował z powstańcami styczniowymi. Ksiądz Józef Olszewski (-1854) święcenia otrzymał w 1851 r. był wikarym w Olsztynie. Ksiądz Jan Polakowski (1817-1893) święcenia otrzymał w 1850 r. Był wikarym w Barczewie, gdzie uczył religii po polsku. Następnie był  proboszczem we Wrześnie, a 1867 r. do śmierci proboszczem Świętej Lipce. Ksiądz Józef Langkau (1824-)święcenia otrzymał w 1851 r., był wikarym w Lamkowie, Biskupcu, Ełku i proboszczem w Mątowach. Wyjazd Polaków, jak się okazało był sporym wydarzeniem w Braniewie, przynajmniej tak wynika z relacji autora pamiętnika: „Tłumy ludu zeszły się na ulicę, w której siadaliśmy na furmanki, żegnali nas z jakimś przychylnym współczuciem, przez czterotygodniowy pobyt przyzwyczaili się trochę do nas. Był to ostatni przychylności znak od ludu pruskiego dla nas”. Potem nie było już tak sielankowo jak w Braniewie, przykładowo w Tczewie zostali nieomal zlinczowani przez wrogi tłum. Hipolit Maurycy Glazer trafił wreszcie do Francji, ale przeżywał tam ciężkie chwile i postanowił wrócić do kraju. Powrócił w 1854 r., został uwięziony i skazany „za przestępstwa polityczne”, zesłany na roboty w Tarze nad Irtyszem na Syberii i skazany na konfiskatę mienia. W 1857 r. w wyniku złagodzenia antypolskiej polityki Glazer za zgodą cara wrócił do kraju. Został pomocnikiem referenta prawnego, a później notariuszem w piotrkowskim (w r. 1879 i 1883 w piotrkowskim występuje notariusz Hipolit Glazer). W spisie zmarłych występuje Hipolit Glazer z datą śmierci 2.03.1899 r.

  W 1863 r. w zaborze rosyjskim wybuchło Powstanie Styczniowe. Oprócz tego, że z Braniewa skierowano wydzielony oddział wojska z tutejszego 1 batalionu jegrów, który miał strzec granicy prusko-rosyjskiej, miasto znalazło się w zasięgu polskiej organizacji niepodległościowej z Królewca, która organizowała dostawy broni dla powstańców. W Braniewie mamy ulicę Kętrzyńskiego. Związki Wojciecha Kętrzyńskiego (1838-1918) z Braniewem możemy podzielić na kilka wątków. Pierwszym jest jego działalność w okresie Powstania Styczniowego 1863-1864, gdy przez Braniewo organizował przerzut broni dla powstańców. Drugim jest jego bogata twórczość naukowa, w której również wspomniał o Braniewie. Wreszcie trzecim i zdaniem autora najważniejszym jest fakt, że nazwę Braniewo a nie wówczas powszechną Braunsberg wymienił już w XIX wieku. Jego praca „Nazwy miejscowe polskie Prus Zachodnich, Wschodnich i Pomorza wraz z ich przezwiskami niemieckimi” wydana we Lwowie w 1879 r., wprowadziła polskie nazwy setek miejscowości i udowodniła zniemczenie wielu pierwotnych nazw. Autor  nie mógł mieć pojęcia,  że po 1945 r. praca ta nabierze szczególnego znaczenia, będąc źródłem obecnego nazewnictwa geograficznego miejscowości odzyskanych przez Polskę po wojnie. Wojciech Kętrzyński to polski historyk i wieloletni dyrektor Zakładu Narodowego im. Ossolińskich we Lwowie. Urodził się jako Adalbert von Winkler w kaszubskiej rodzinie szlacheckiej. W 1861 r. urzędowo dokonał zmiany nazwiska na Kętrzyński. W 1862 r. zaangażował się w działalność patriotyczną i stąd jego pierwsza „przygoda” z Braniewem. W 1863 r. wraz z innymi Polakami Kętrzyński zaangażował się w dostawy broni dla oddziałów powstańczych z Królewca do zaboru rosyjskiego. Była to doskonale zorganizowana siatka konspiracyjna, a i dostawy broni dla powstańców nie były małe. Nie mniej w grupie konspiratorów pojawił się zdrajca, niejaki JózefRejchland, który współpracował z pruską żandarmerią. W sierpniu 1863 r. sprowadzono do Królewca duży transport broni, który Kętrzyński ukrył w wynajętym spichrzu. Broń miała zostać wysłana w kierunku Nidzicy a droga wiodła przez Braniewo. W dniu 23.08.1863 r. załadowano część broni na wóz, ale że był za słaby zdołano załadować tylko jedną beczkę. Powóz wyruszył w drogę następnego dnia w kierunku Braniewa, a do woźnicy za Królewcem dosiadł się nieumundurowany żandarm Chuchulovius, współpracujący z Rejchlandem. Woźnica w rozmowie z żandarmem stwierdził, że wiezie naftę. Tymczasem Rejchland dotarł do Braniewa koleją i tu spotkał się z żandarmem, ba nawet zapłacił za naprawę złamanej osi wozu. Tymczasem Chuchulovius napisał do landrata nidzickiego donosząc o planowanym transporcie i miejscu planowanej rekwizycji. Rejchland znowu się odłączył jadąc z Braniewa osobno, rzekomo aby się nie dekonspirować przed polskimi powstańcami. W dniu 26.08.1863 r. Rejchland został zatrzymany, woźnica zbiegł, ale rekwizycja wykazała że beczka mieściła 88 karabinów, proch i ołów!

 

  Drugą część broni zaczął Kętrzyński szykować do wysyłki wspólnie z innym konspiratorem Leopoldem Różyckim na początku września 1863 r. Ten drugi pojechał do Braniewa i zaproponował spotkanemu na dworcu szyprowi Augustowi Erdmannowi przewiezienie mebli z Królewca drogą morską. Erdmann zgodził się na transport za cenę 85 talarów, przy czym pobrał 50 talarów zaliczki. Różycki zostawił Erdamannowi adres Kętrzyńskiego w Królewcu i sam tam powrócił. Wkrótce dotarli tam łodzią pracownicy szypra tj. Karol Kossak i Franz Meede, zaś sam szyper pociągiem. Jednak łódź z powodu wiatru nie mogła dopłynąć do Królewca, dlatego Erdmann umówił się z Polakami za 3 dni. Wówczas Kętrzyński i Różycki wraz z najętym woźnicą załadowali 1 beczkę i 3 skrzynie oraz kilka mniejszych paczek na wóz i dostarczyli towar do królewieckiego portu do czekającej łodzi. Sami na drugi dzień  udali się do Braniewa pociągiem, ale ponieważ musieli czekać na łódź jeszcze dzień, zatrzymali się w hotelu „Pod Czarnym Orłem”. Następnego dnia Kętrzyński wypłacił Erdmannowi 35 talarów, a Różycki poprosił go o załatwienie furmanki na dalszy transport broni. W tym czasie aresztowany został współpracujący z konspiratorami ksiądz Kwiatkowski, który miał dostarczyć furmankę spod Nidzicy. Doniósł na niego konfident Rejchland. Furmankę dostarczył

Źródło: Własne

Komentarze (0)

Dodaj swój komentarz