Droga niezgody

Północna obwodnica Olsztyna (droga, która może wreszcie spowoduje, że z Braniewa nie będzie tak trudno dojechac do stolicy województwa) oraz drogi dojazdowe doń mają biec między innymi

Północna obwodnica Olsztyna (droga, która może wreszcie spowoduje, że z Braniewa nie będzie tak trudno dojechac do stolicy województwa) oraz drogi dojazdowe doń mają biec między innymi gdzieś w pobliżu Dywit - małej wioski na obrzeżach Olsztyna. Nikt jednak nie wie jak dokładnie mają te drogi przebiegać. W tej sprawie trwa głośny spór pomiędzy mieszkańcami gminnej wioski, a drogowcami. Co i rusz mieszkańcom przedstawiana jest kolejna wersja przebiegu drogi, a oni…grymaszą. A to zbyt blisko wsi, a to zbyt daleko, a to droga ma przecinać wieś. Jednym słowem więc typowa sytuacja z prawie każdej polskiej budowy drogowej. Dobrze, że jeszcze do tego nie wtrącili się ekolodzy. Bo rychło by pewnie się okazało, że gdzieś tam w pobliżu Ługwałdu, kto wie czy nie koło domu szefa WWW.olsztyn.com.pl, znajdują się gniazda lęgowe jakiegoś rzadkiego gatunku ptaków czy owadów. Cóż więc począć w takim przypadku mają drogowcy, których zaskakuje już nie tylko zima, ale jeszcze i na dodatek mieszkańcy wsi. Z jednej strony chciałoby się zakrzyknąć: kudy tam indywidualne interesa, bo jak mają się marzenia kilkuset mieszkańców wsi, do wygody dla wielu podróżujących do i z Olsztyna. A więc buzia w ciup, wywłaszczamy i do widzenia. Ale przecież mamy państwo demokratyczne. Są określone procedury, ceny za grunty itd. Te procedury też jednak trwają. W tej sytuacji aż się ciśnie na usta przykład z lat siedemdziesiątych ubiegłego już wieku. Przed igrzyskami w Monachium (Anno 1972) gospodarze chcieli wybudować nową autostradę wokół bawarskiej metropolii. Wszędzie grunty pod inwestycję mieli już ugadane. Tylko jeden zapiekły Bawarczyk (pewnie popijając piwko i zagryzając golonką) stwierdził: nie zgadzam się. Oczywiście to weto teoretycznie było związane z przywiązaniem tegoż Bawarczyka do rodzinnych gruntów. Ale wścibscy reporterzy rychło ujawnili tajemnicę negocjacji drogowców z tym, niech mu będzie, Muellerem. Okazało się, że ten człek zwęszył interes swojego życia. Za kawałek gruntu pod autostradę wymyślił sobie taką kwotę, że pewnie starczyłoby mu na lot na księżyc i jeszcze z powrotem. A budowniczowie drogi dawali mu pewnie na lot w jedną tylko stronę. Negocjacje się przeciągały bo Mueller wcale nie miał ochoty ustępować. Drogowcy apelowali do jego poczucia obywatelskiego, apelowali też do władz landu Bawaria, a nawet do ówczesnej stolicy w Bonn o zastosowanie prawa do wywłaszczeń. Sprawa się przeciągała jednak. Aż w końcu zdziwiony Mueller stwierdził, że już nikt go o nic nie nagabuje, że może sobie, tak ukochaną, ojcowiznę zostawić. Drogowcy bowiem kupili ziemię od…jego sąsiada. I autostrada powstała. A Mueller pewnie do tej pory płacze w rękaw bo zamiast lotu na księżyc zostało mu trochę zakamienionej, podgórskiej gleby. A może i taką metodę zastosować w Dywitach?! Krzysztof Szczepanik

Źródło: własne

Komentarze (0)

Dodaj swój komentarz