HERBATKA U JARUZELSKIEGO I RZĄDOWE LIMUZYNY

Nasze państwo jeszcze istnieje i to jest bardzo dziwne. Afera goni za aferą, niewiele z nich się wyjaśnia, większość jest zamiatana pod dywan. Panuje wszechmogąca cisza nad dramatycznymi słowami senatora PO, prof. Motyczki, który mówi o bałaganie na niespotykaną skalę przy okazji budowy dróg. Efektem wybrania najtańszych wykonawców budowy autostrad jest fakt, że mamy najdroższe drogi na świecie. Aferzyści mają się dobrze. Czasem tylko jeden kozioł pada ofiarą, by przykryć machlojki innych.

TUSK i PAWLAK SKORZYSTALI NA AFERZE TAŚMOWEJ

Kto najbardziej skorzystał na ujawnieniu tzw. taśm PSL-u, a tym samym mógł stać za ich upublicznieniem? Wszystko wskazuje na otoczenie Pawlaka, ale nie tego Kaźmierza z Krużewnik ze znanej polskiej komedii, a tego od Pawlaków Waldka. Wygranym jest także Donald Tusk. Nie tylko ma teraz w garści krnąbrnego strażaka- koalicjanta, ale i odwrócił uwagę mediów od wewnętrznych problemów w Platformie oraz własnych kłamstw ws. katastrofy smoleńskiej.

To dziwne, że afera wybuchła w ostatnich dniach, bowiem w kuluarach sejmowych mówiło się o tym, że Tusk już dawno o niej o wie. Dlaczego wcześniej nie zareagował? -to bardziej nurtuje media niż sama zawartość taśm, choć są one bulwersujące. Pokazują jakie niektórzy urzędnicy mają podejście do spraw majątku narodowego, publicznych pieniędzy i obowiązującego prawa.

Pierwszym podejrzanym jest zawsze ten, kto na sprawie korzysta. W tym więc przypadku szef PSL-u Waldemar Pawlak. Osoba z jego otoczenia powiedziała, że wicepremier zyskał na dymisji ministra rolnictwa Marka Sawickiego, który był dla niego groźnym rywalem w jesiennych wyborach na szefa partii. Działacze z dołów partyjnych mają bowiem się żalić w prywatnych rozmowach, że Pawlak "ostatnio zbyt mało pomaga kolegom", więc niewiele zyskują na trwaniu przy obecnym szefie partii. Choć ta kwestia nie dotyczy resortu rolnictwa, warto zwrócić uwagę, że rząd chce społeczeństwu odebrać to, co w Polsce najlepsze. Szykuje się do sprzedaży lasów inwestorom prywatnym. Skończy się więc grzybobranie, wyprawy po jagody, leśne spacery, a także biwaki. Sprywatyzowane lasy nie będą dla nas, skończą się niezapomniane wspomnienia z mazurskich wakacji.

SUPERLIMUZYNY RZĄDOWE

Premier Tusk zaczął oszczędzać, oczywiście nie na swoich przelotach służbowym samolotem do Sopotu i z powrotem, a na rządowych limuzynach. Zamówił 35 nowych aut dla swoich ministrów i różnych podsekretarzy, po ok. 150 tys. za sztukę. Premier zamówił samochody z "podstawowym" wyposażeniem, które zawierają: tempomaty (system umożliwiający utrzymywanie jednakowej szybkości jazdy bez względu na rodzaj powierzchni), komputery pokładowe, podgrzewane fotele, radia do odtwarzania plików MP3, systemy kontroli trakcji, czujniki parkowania, biksenowe reflektory z funkcją adaptacji świateł, system rozpoznawania znaków drogowych, rozpoznawania stanu zmęczenia kierowcy, system ostrzegający przed niepożądaną zmianą pasa ruchu oraz czterostrefową klimatyzację. Ale teraz chce oszczędzać na ...? Prezydencie! Wyraźnie zakomunikował Komorowskiemu, że nie da ani grosza na jego przyszłą kampanię, bo to za duży wydatek. I słusznie. Pieniądze potrzebne były na sesję wyjazdową Platformy do Jachranki (skąd my znamy nazwę tej miejscowości?) plus wypasiony catering. I tylko należy współczuć byłym komunistycznym działaczom, którzy musieli się męczyć w rosyjskich czajkach, wołgach lub włoskich lanciach.

HERBATKA U JARUZELSKIEGO

Stara przyjaźń nie rdzewieje. Choć łokciami i nogami bronimy się, żeby nie pisać o naszym ulubieńcu Lechu W., on wciąż do nas wraca. I z pewnością nie raz powróci, bo przestał w ogóle liczyć się z opinią społeczną, a niektórzy zastanawiają się nad stanem jego zdrowia psychicznego. Ostatnio wybrał się (bez małżonki -celebrytki) na herbatkę do twórcy stanu wojennego, oprawcy narodu i jego wciąż nie osądzonego zdrajcy.

Tym samym dowiódł, że noblistowskie szlify i członkostwo w Mensie upoważniają go do popełniania kolejnych głupstw z nadzieją, że naród jest ślepy i niewiele rozumie. Widać Lechowi W. zależy na tym, by podziękować swojemu mocodawcy za to, że nie podzielił losu ks. Jerzego Popiełuszki, ks. Niedzielaka, Zycha, czy Stanisława Pyjasa albo wielu innych, którzy stracili życie w stanie wojennym. Że był przez mocodawców chroniony i wykonywał pewne rozkazy. Wcale nie musiał się wysilać się i pocić skacząc przez płot, bo od innej strony podwiozła go motorówka z banderami marynarki wojennej- o czym zresztą ostatnio mówił publicznie gen. Petelicki, zanim popełnił samobójstwo, w które mało kto wierzy. Lech W. zrobił wszystko, by komunistyczne sitwy zdołały wejść w III RP nienaruszone.

Lech W. odwiedził w szpitalu kumpla Mieczysława Wachowskiego (persona non grata), który dzierżył w jego rządzie tekę ministra. Tłumaczenie samego Lecha W., że podawanie ręki dawnemu przeciwnikowi jest aktem chrześcijańskiego miłosierdzia, w jego przypadku jest mało wiarygodną deklaracją, bowiem do dziś nie wybaczył niektórym swoim dawnym kolegom, a o Annie Walentynowicz, czy Lechu Kaczyńskim wypowiadał się niepochlebnie nawet po ich śmierci.

IPN ZAGROŻONY

Zatrważające jest, że Instytut Pamięci Narodowej może wkrótce stracić swoją siedzibę. Za taką opcją obstawał od dłuższego czasu Sojusz Lewicy Demokratycznej pod wodzą Leszka Millera. Sekundował mu Ruch o imieniu Janusza Palikota. Budynek, w którym się mieści instytut, został sprzedany przez resort Skarbu Państwa zagranicznemu inwestorowi, który zażądał od Instytutu bajońskiego czynszu - 100.000 PLN miesięcznie. Minister finansów - niejaki "Vincent" stwierdził, że na wykup budynku nie ma pieniędzy...Od dłuższego w czasu w Polsce obowiązuje taka niepisana zasada, że jeśli kogoś nie da się uderzyć przepisami, to można czynszem...Dlaczego niektórym tak bardzo przeszkadza istnienie IPN-u? Sprawa wydaje się dość jasna.

Kolejno giną na naszych oczach narodowe dobra nauki, kultury i historii. Nie ma już Państwowego Instytutu Wydawniczego, za chwilę przestanie istnieć Ossolineum, legnie w gruzach IPN...Plan degradacji państwa wykonywany jest z niezwykłą precyzją.

ODWILŻ W UNII KREDYTOWEJ

Żeby nie wszystko było w pesymistycznym tonie, należy zwrócić uwagę, że na naszym polonijnym podwórku dzieje się coraz lepiej. Wbrew temu, co pisali niektórzy sprawozdawcy prasowi, w Polsko-Słowiańskiej Unii Kredytowej świta nadzieja, że sprawy postępują we właściwym kierunku. Wiele lat walki o demokrację w tej organizacji przyniosło efekt, choć -jak to często bywa- rewolucja zjada własne dzieci. Kiedyś był podział na "my", czyli członkowie i "oni", czyli dyrektorzy, którzy okupowali dyrektorskie stanowiska latami.

Dziś bywa tak, że ci, którzy zażarcie walczyli o nowy zarząd, stają się jego największymi wrogami. Nowa rada dyrektorów pod kierownictwem energicznej i zorganizowanej prezes Marzeny Wierzbowskiej ma nie tylko opozycję w postaci "starych" dyrektorów lub jej popleczników, ale już została osaczona niedawnymi sojusznikami, którzy zapominają, że każdy zarząd musi mieć czas na uporządkowanie podwórka. Zapominają, że dawniej konieczne było powołanie Społecznego Komitetu do Obrony Członków, czyli Civic Committee of Members of PSFCU Inc., pod kierownictwem Józefa Łuczaja, by móc doprowadzić do walnego zebrania i zakończyć kosztowne procesy sądowe między dyrektorami a członkami.

Obecnie odbywają się comiesięczne spotkania rady dyrektorów z członkami, podczas których zebrani mogą się swobodnie wypowiedzieć bez wyrywania mikrofonów, wyłączania ich, bądź wyrzucania członków siłą z sali przy pomocy ochroniarzy, za usługi których płacono wysokie stawki. Członkowie mogą czuć się właścicielami Unii i mieć wpływ na procesy decyzyjne. A że jeszcze może nie wszystko jest bliskie ideału? Dajmy czas nowemu zarządowi, niech się wykaże. Innej drogi w tej chwili nie ma.

Krystyna Godowska - Nowy Jork

Źródło: Własne

Komentarze (0)

Dodaj swój komentarz