..a mimo to Karol Strasburger znalazł dla nas chwilę na odrobinę wspomnień:
- Mazury?
Na Mazury jeździłem z przyjaciółmi od lat. Mieliśmy swoje tajne miejsce, bez prądu, bez wygód. Ale to był plus tego miejsca, miejsca prawdziwie dzikiego. Ja tak lubię, poza cywilizacją. Czas spędzaliśmy głównie na rybach.
I przyszedł rok 1986, koniec kwietnia. Straszliwa tragedia. Wybuch wodoru z reaktora w Czarnobylu. Europę, a szczególnie jej wschodnią część opanował strach. Wszyscy baliśmy się co będzie dalej. Media podawały informacje o kierunku przesuwania się chmury radioaktywnej. Nikt naprawdę nie wiedział co z tego wyniknie i jak ma się zachować w obliczu zagrożenia. Zastanawialiśmy się co z naszymi planami wakacyjnymi.
Jednak siła naszej potrzeby bycia tam, na tych rybach i na tych Mazurach okazała się znacznie większa niż strach przed Czarnobylem. No i pojechaliśmy wychodząc naprzeciw pewnemu wyzwaniu, licząc że Mazury jakoś nas ochronią. Myślę że ochroniły. Duże przestrzenie bez domów, bez sklepów. Gdzieś tam zaprzyjaźniona chałupa wiejska ze znajomymi rolnikami. I to było takie fajne, prawdziwe. Pewnego roku zakończyło się.
Dziś muszę powiedzieć że troszkę mi tego szkoda, że tak jakoś zaniechałem, myślę że głównie z braku czasu, ale jak zawsze, wszystko ma swój kres. Ktoś się rozwiedzie, ktoś gdzieś wyprowadzi, ktoś wyjedzie za granicę i nagle paczka się rozbija. Tak też się stało w tym przypadku. Myślę jednak że Mazury są takim miejscem o którym warto by świat się dowiedział. Są miejscem pięknym i magicznym.
Kiedyś wrócę na Mazury, które mnie „ochroniły”.
Komentarze (0)
Dodaj swój komentarz