Braniewskie ZOO powstało pod koniec lat pięćdziesiątych. Jego założycielem i później wieloletnim kierownikiem był Zdzisław Butkiewicz. W każdy weekend do ogrodu szli ze swoimi pociechami braniewianie. To tu przejeżdżały też wycieczki szkolne z całego regionu, by podglądać niedźwiedzie, tygrysy, małpy, dziki, a nawet osły. Czasem było odwrotnie. Bo zdarzyło się nawet, iż na „gościnne występy” udały się niedźwiedzie. Uciekły z wybiegu i potem ...zaglądały przez okno do jednej z braniewskich restauracji. Był też tragiczny wypadek, gdy jednak z kobiet (jak się później okazało będąca „pod wpływem”) usiłowała te same niedźwiedzie karmić. Niestety misie nie chciały poznać się na dobrych intencjach karmiącej. Kobieta zginęła od jednego niedźwiedziego uderzenia.
Już w latach dziewięćdziesiątych ogród był elementem sporu pomiędzy proboszczem z pobliskiej parafii, a władzami miasta. Przedstawiciel kościoła naciskał na likwidację placówki, rozłożonej u stóp innej miejskiej dumy – bazyliki mniejszej. Władze miasta zorganizowały w tej sprawie referendum. Mieszkańcy stanęli w nim murem za zachowaniem zwierzyńca.
Od kilku jednak lat placówka była stopniowo likwidowana. Miasta nie było stać na luksus utrzymania ogrodu. Zwierzęta stopniowo przekazywano do innych ogrodów. Niedźwiedzie choćby trafiły do poznańskiego ZOO. Ostatnie dwa konie (kucyki), lama, koziołki, bażant srebrzysty, dwie perliczki zostały sprzedane do gospodarstwa agroturystycznego pod Ostródą.
Sprawa ta wzbudziła wielkie zaniepokojenie działaczy „Animals” z Braniewa. Monika Hyńko, braniewska inspektor do spraw ochrony zwierząt, zawiadomiła nie tylko prokuraturę o potencjalnej krzywdzie okazów z Braniewa, ale także i naszą redakcję.
Powiedziała między innymi:
-
Bardzo trudno było przede wszystkim odnaleźć rzekome gospodarstwo agroturystyczne. Dopiero po dłuższym czasie udało nam się ustalić adres zamieszkania mężczyzny, który zawierał stosowne umowy z władzami Braniewa. Podczas kontroli nie zauważyliśmy by zwierzęta z Braniewa były na terenie tegoż gospodarstwa. Widzieliśmy tylko trzymane w strasznych warunkach, psy oraz daniel i kuc – zwierzaki nie pochodziły z braniewskiego ZOO.
Działacze OTOZ Animals podczas rutynowej kontroli warunków w jakich miały przebywać zwierzęta z Braniewa usłyszeli, że okazów już u niego nie ma. Na pytanie, gdzie się podziały, przedsiębiorca miał odpowiedzieć, że je ...zjadł. Potem sugerował, że je dalej odsprzedał. Nie potrafił jednak wskazać dokładnego adresu kolejnego nabywcy.
Sprawą zajęli się też radni miejscy z Braniewa. Andrzej Krzywiec (jeden z radnych) skierował do burmistrza w tej sprawie interpelację. Pytał na jakich warunkach sprzedawano zwierzęta, jak je wyceniano, kto podjął ostateczną decyzję o przekazaniu zwierząt temu, a nie innemu oferentowi. Burmistrz Tomasz Sielicki odpowiedział (odpowiedź włodarza Braniewa w posiadaniu autora), że wyceną zajęła się wyspecjalizowana firma, a sprzedaż nastąpiła za aprobatą administrującego terenem dawnego ogrodu, Zakładem Gospodarki Komunalnej. Miała to być osobista decyzja dyrektora tej placówki, Andrzeja Karpińskiego. Jednocześnie burmistrz zapewnił w swojej odpowiedzi, że w związku z przedstawionymi przez OTOZ Animals wątpliwościami cała sprawa została przekazana do oceny Prokuratury Rejonowej w Ostródzie. Co potwierdził też w rozmowie z naszą redakcją, dyrektor Zakładu Gospodarki Komunalnej w Braniewie, Andrzej Karpiński. Dyrektor podkreślał też, że nie sposób było wykluczyć z transakcji zakupu zwierząt osoby, która z punktu widzenia formalnego odpowiadała wszelkim kryteriom. Tym bardziej, że nikt inny po te zwierzęta się nie zgłaszał – twierdzi A. Karpiński.
Radny Krzywiec twierdzi jednak, że nie jest do końca zadowolony z treści odpowiedzi na jego interpelację jak i z wypowiedzi dyrektora ZGK.
-
W roku 2020 na posiedzeniu Komisji Rozwoju Gospodarczego, Inwestycji i Finansów, w obecności pana dyrektora ZGK, radni jednoznacznie wypowiedzieli się przeciw sprzedaży reszty zwierząt z dawnego ZOO. Dyrektor odczekał rok i podjął już decyzję bez żadnej konsultacji z radnymi, choć przecież znał nasze stanowisko w tej sprawie. Jak zawiadomił mnie burmistrz decyzja dyrektora wynikała z tego, że... radni więcej nie sugerowali, iżby chcieli pozostawić te zwierzęta w Braniewie. To tak jakbyśmy jako radni mieli co roku przypominać panu dyrektorowi i burmistrzowi o naszej woli. A mnie się wydaje, że jeśli raz się w tej sprawie wypowiedzieliśmy to chyba jest ważne dłużej niż rok. A tak teraz musimy się zastanawiać czy nabywca naszych Kajko, Kokosza, Łajki, Mareczka (imiona sprzedanych zwierząt – red) tylko je sprzedał czy też rzeczywiście zjadł.
Krzysztof Szczepanik
Foto: Jacek Iwulski
Komentarze (0)
Dodaj swój komentarz