NIEZWYKŁY WYCZYN CZARNEGO HUZARA

W dniu 26.02.1807 r. w Braniewie miała miejsce brawurowa akcja pruskich Czarnych Huzarów, która stała się wówczas głośna w całym Królestwie Prus i przeszła do legendy pruskiej kawalerii. Tuż po bitwie o Braniewo oddział 20 huzarów dowodzony przez plutonowego Johanna Giese, będąc odciętym od swoich oddziałów wykorzystując fortel przedostał się przez francuskie pozycje. Wyczyn ten w całym Królestwie Prus był rozpowszechniany zarówno w piśmie jak i przekazach ustnych.

Nad ranem 26.02.1807 roku 21-letni plutonowy Johann Giese został wysłany z 20 huzarami 5 pułku  na patrol w kierunku Młynar i Elbląga. Był to jeden z patroli zwiadowczych wysłanych w celu rozpoznania rozmieszczenia sił wojsk francuskich. Wieczorem w drodze powrotnej z patrolu Giese od napotkanych mieszkańców dowiedział się o bitwie i o zajęciu Braniewa przez Francuzów, których miało być w mieście 1800. Ponieważ jednak była to godzina 17 huzarzy mogli jeszcze słyszeć odgłosy walki w mieście. Prawdopodobnie huzarzy mogli ominąć Braniewo, ale nie było sposobu na pokonanie rzeki, ponieważ przy wysokim poziomie wody spowodowanym odwilżą, nie mogli sforsować pokrytej kruchym lodem Pasłęki. Aby powrócić do swego oddziału Giese postanowił wykorzystać jedyną dostępną przeprawę jaką był most w Braniewie. Jednak, aby tego dokonać musiał przejść ulicami zajętego przez wroga miasta. Johann Giese bardzo dobrze znał okolice i dlatego śmiało tuż po zapadnięciu zmroku wjechał do miasta na czele 20 swoich huzarów. Padający śnieg i ciemna noc obudziły w pruskim dowódcy nadzieję, że jego żołnierzy nie da się rozpoznać (wszyscy huzarzy tamtej epoki nosili niezwykle podobne mundury, więc owinięci w płaszcze i szale byli prawie nie do rozróżnienia). Nadzieję swą opierał również na rączości zmęczonych koni i sprawności swych żołnierzy. Już sam pomysł wjazdu oddziałem do obstawionego przez wroga miasta był śmiały, o ile nie szaleńczy. Pamiętać trzeba, że tego dnia miała miejsce bitwa o Braniewo i w mieście oraz okolicy musiało znajdować się kilka tysięcy francuskich żołnierzy, którzy jednak po walce oraz plądrowaniu zdobytego miasta na pewno nie spodziewali się przeciwnika w oczyszczonym mieście. Huzarzy śmiało wjechali do Braniewa i rzeczywiście wąskie uliczki roiły się od francuskich żołnierzy, bacznie obserwowanych przez przejeżdżających huzarów. Wykorzystując sprzyjające ciemności oraz śnieżną zawieję, jadąc zwartą grupą przejechali niepostrzeżenie ulicami pod Most Kotlarski. Jadąc musieli minąć wielu francuskich żołnierzy, a w każdej chwili w najlepszym przypadku groziła im niewola. Tutaj jednak oddział został rozpoznany, gdyż Francuzi najprawdopodobniej zauważyli Trupie Główki (Tottenkopf) na czapkach. Strzegąca mostu warta otworzyła ogień z karabinów. Giese zarządził szarżę, dzięki której Czarni Huzarzy atakując z szablami w dłoniach, ruszyli przez most tratując wszystko na swojej drodze. Mimo nasilającego się ostrzału, gdyż minął już element zaskoczenia, a zaalarmowani żołnierze francuscy wiedzieli już, że to Prusacy, huzarzy utorowali sobie drogę przez obstawiony most przebijając się na Nowe MiastoGiese choć sam postrzelony osobistym przykładem pobudza huzarów do walki. Czterech huzarów wprawdzie padło i zostało odciętych od reszty, ci zaś nie mogli po nich wrócić ponieważ wtedy by zginęli lub zostali wzięci do niewoli. Tymczasem reszta wywalczyła sobie drogę i przejechała galopem przez most ścigana ogniem karabinowym warty. Ich dowódca poprowadził oddział przez Nowe Miasto i przedmieście na wschód drogą biegnącą  w kierunku Heiligenbeil. 

Zanim jednak zdołali wyjść poza linie wroga wiedzieli, że muszą spodziewać się francuskich posterunków na przedmieściu i rzeczywiście przed Siedliskiem (Einsiedelkruge) wpadli na francuskie wedety. Znów zaszarżowali na zaskoczony od tyłu francuski posterunek i po raz drugi udało im się całkowicie rozbić zaskoczonego przeciwnika. 

W czasie dalszego marszu w zagajniku niedaleko Siedliska huzarzy natknęli się na inny francuski oddział kawalerii, który prowadził dwa zdobyte wcześniej pruskie działa wraz z dwoma wozami z amunicją oraz jeńców z rozmaitych jednostek. Plutonowy Giese szybko podjął decyzję o kolejnej szarży. Ruszyli z głośnym okrzykiem "Vivat" i po raz  trzeci tamtego dnia szarżujący huzarzy odnieśli sukces: bez strat własnych rozproszyli oddział francuskiej kawalerii, jeńcy zostali uwolnieni, a działa i wozy z amunicją odebrane. Późną mocą plutonowy Giese z 16 huzarami i zdobyczą zdołał w końcu dołączyć do oddziałów gen. von Plötza w Heiligenbeil, gdzie został entuzjastycznie powitany. Trzeba przyznać, że młodemu pruskiemu huzarowi sprzyjało ogromne szczęście, połączone jednak z niezwykłą odwagą i pomysłowością, tak charakterystyczną właśnie dla huzarów. Okazana odwaga i inicjatywa przyniosły ich dowódcy wojskowy złoty medal zasługi (Goldenes Militär-Verdienst-Medaille- najwyższe odznaczenie dla podoficerów i żołnierzy). Takie odznaczenie w czasie całej wojny 1806-1807 otrzymało jeszcze tylko 2 podoficerów tego pułku. Swoim wyczynem podoficer Giese przeszedł do legendy swojego pułku i pruskiej kawalerii. W kronice regimentu zapisano, że był synem prostego żołnierza, a w walkach wyróżnił się odwagą i roztropnością. W przyszłości miał zostać generałem i dowódcą brygady kawalerii... Więcej na  http://www.historiabraniewa.hekko.pl/index.php/w-napo/80-nizwykly-wyczyn-czarnegi-huzara  

 

 

 

Źródło: Własne

Komentarze (0)

Dodaj swój komentarz