Recenzja: Król niczego Laura Passer

Miał wszystko. Teraz nie ma nic.

Tristan Hart jest królem życia. Ma wszystko: urodę, piękną dziewczynę, pieniądze, mnóstwo znajomych, a do tego jeszcze talent do gry w kosza.

Byłby ideałem, gdyby nie fakt, że jest też potwornym dupkiem.

Kira Beetle to jego przeciwieństwo. Większość czasu zajmuje jej nauka, udzielanie korepetycji i tworzenie kolejnych tekstów do gazetki szkolnej. Pewnego dnia dziewczyna zostaje wyznaczona do relacjonowania meczów drużyny Tristana, który obiera ją sobie za cel szyderstw. Kira długo nie daje się stłamsić – aż do jednej imprezy, kiedy wskutek działań Tristana rozpada się jej relacja z przyjacielem. Niedługo potem rozbawiony Hart wsiada pijany za kółko... i rozbija swój samochód na drzewie.

Kiedy po pobycie w szpitalu Tristan wraca do domu, jego sytuacja się zmienia. Ma zaległości w nauce, a ojciec wścieka się, że chłopak zniszczył sobie przyszłość. W ciągu kilku chwil Hart z króla wszystkiego stał się królem niczego...

A jedyną osobą, która może mu teraz pomóc, jest Kira.

Laura Passer

rodowita wrocławianka. Absolwentka Politechniki Wrocławskiej, z wykształcenia inżynierka. Na co dzień pracuje w branży budowlanej. Debiutowała w 2021 r. powieścią „Księżniczka". Jej pisarskimi idolami są Jo Nesbø i Małgorzata Musierowicz. Uwielbia czytać książki, jeść czekoladę i oglądać „Przyjaciół".

Komentarze (0)

Dodaj swój komentarz