TRENDOMIERZ (46) - GRILLOWANIE W SMOLEŃSKIEJ MGLE

Podczas obchodów Święta Niepodległości w Warszawie staną naprzeciw siebie dwie demonstracje. Dwa narody. Jeden grillujący, zadowolony z siebie, który na każdym kroku powtarza, że Polska jest członkiem Unii Europejskiej i NATO, że jest to kraj, który się rozwija, bogaci i potężnieje. Dla nich pamięć o Smoleńsku, to niepotrzebne rozdrapywanie ran. Drugi- wciąż jeszcze spowity w smoleńskiej mgle, przypominający, że niepodległość jest ograniczona poprzez nieudolne śledztwo w katastrofie smoleńskiej, zmiany ustaleń komisji, mylenie zwłok, są dowodem lekceważenia narodu i niepodległości. Krystyna Godowska

 

Całe szczęście, że demonstranci z obydwu stron barykady w telewizorniach zapowiadają spokój i bezpieczeństwo. Oby! Miejmy tylko nadzieję, że nie wymyśli czegoś facet z plastikowym penisem i świńskim ryjem (a może jakoś odwrotnie?). Wspomniane wyżej dwa narody nie mają wspólnego języka i żyją nie tylko obok siebie, ale przeciw sobie. Cała nadzieja w tym, że kiedyś- jak to powiedział mój przyjaciel, z zawodu politolog i specjalista od lotnictwa wojskowego dr hab. Paweł Soroka- "Każda katastrofa lotnicza się kiedyś wyjaśni. Zwłaszcza w dobie obecnie dostępnych metod badań. Jest to tylko kwestia czasu i dobrej woli." Rządzących, oczywiście.

 

TROTYLEM W GMYZA!

 

Dziennik "Rzeczpospolita" w artykule "Trotyl na wraku tupolewa" poinformował w ubiegłym tygodniu, że ślady trotylu i nitrogliceryny we wraku TU-154M znaleźli polscy biegli i prokuratorzy, którzy w poprzednim miesiącu przeprowadzali badania w Smoleńsku i powrócili przed dwoma tygodniami do Polski z wynikami badań. Byli wśród nich biegli pirotechnicy z Centralnego Laboratorium Kryminalistycznego oraz Centralnego Biura Śledczego z nowoczesnym sprzętem. Już pierwsze próbki z wnętrza samolotu, jak i poszycia skrzydła wykazały m.in., że na 30 fotelach lotniczych znajdują się ślady trotylu i nitrogliceryny. Było ich podobno tyle, że jedno z urządzeń wyczerpało skalę, myślano, że zepsuła się aparatura. Na specjalnie zwołanej konferencji prokurator I. Szeląg stwierdził, że " powołani przez prokuraturę biegli nie stwierdzili na wraku tupolewa śladów trotylu, ani żadnego innego materiału wybuchowego".

 

Niepokojący jest nie tyle fakt, że "Rzeczpospolita" się z tego twierdzenia wycofała rakiem. Późnym popołudniem "Rzepa" napisała w oświadczeniu, że "stwierdzono ślady materiałów wybuchowych, ale mogły to być te składniki, ale nie musiały". Jeszcze gorzej, że odciął się od sprawy wydawca Grzegorz Hajdarowicz i w trybie natychmiastowym dyscyplinarnie zostali zwolnieni redaktor naczelny Tomasz Wróblewski i autor artykułu Cezary Gmyz. Skoro, jak twierdzą prokuratorzy prowadzący śledztwo smoleńskie, do wyjaśnienia czy chodziło rzeczywiście o trotyl i nitroglicerynę, czy o inne środki chemiczne, potrzeba im około pół roku, dlaczego pospieszono się ze zwolnieniem dziennikarzy?

 

Dlaczego restrykcje dotyczą wyłącznie "Rzeczpospolitej"? Przecież Cezary Gmyz publikuje artykuły na podobne tematy również w tygodniku "Gazeta Polska", "Gazeta Polska Codziennie", czy "Uważam Rze" (z tego samego wydawnictwa co "Rzeczpospolita"), które również pisały o dwóch wybuchach. Podobne stanowisko zajmuje względem katastrofy "Nasz Dziennik", "Gazeta Warszawska", nie mówiąc o mediach księży redemptorystów, czy portalach internetowych. Podobnie zachowują się nasze wszystkie media polonijne. Czy nasz nowodziennikowy naczelny redaktor Tomasz Bagnowski również powinien spodziewać się represji ze strony prokuratorów pod wodzą Ireneusza Szeląga?

 

Cezary Gmyz oświadczył, że ze swoich słów się nie wycofuje, jednocześnie nie może zdradzić nazwisk informatorów. Prezes Jarosław Kaczyński całą sprawę nazwał wielkim oszustwem i stanął w obronie dziennikarzy, a przede wszystkim wolności słowa. Zapowiedział projekty wzmacniające niezależność dziennikarzy wobec wydawców i właścicieli mediów. PiS przygotowuje projekt, który zlikwiduje okryty złą sławą artykuł 212 kodeksu karnego, pozwalający na karanie za słowo. Z pewnością w zamian za to słupki popularności prezesa opadną. Zwłaszcza w rankingu ogłoszonym przez dziennikarskich celebrytów. Na jego pytanie dlaczego premier spotkał się po ich powrocie z grupą prokuratorów i śledczych, i o czym była z nimi rozmowa, chyba długo się nie dowiemy.

 

SIKORSKI ODZNACZONY PRZEZ BIAŁORUŚ

 

W westybulu ambasady Białorusi w Warszawie Radosław (Radek) Sikorski, nasz minister od zagranicy, został odznaczony Orderem Niezłomnego Aleksandra nadanym mu przez satrapę Aleksandra Łukaszenkę. Każdy order to niewątpliwie dowód uznania za osiągnięcia naszej dyplomacji dotychczas niedocenianej przez inne kraje. Zmieniło się to obecnie, kiedy na czele polskiej dyplomacji stanął wybitny mąż stanu Radosław Sikorski. Wzruszony szef MSZ dostąpił w wigilię Święta Niepodległości wielkiego zaszczytu, został nagrodzony za ścisłą i oddaną współpracę z organami ścigania w Białorusi. Dostarczonymi z jego departamentu dokumentami przyczynił się do dobijania kondycji tamtejszej opozycji i do tego, że Aleś Białacki, zamiast otrzymać pokojową nagrodę Nobla dziś ogląda niebo w kratkę - jak to nazywają Rosjanie- z "tiurmy.

 

PODATEK OD DESZCZÓWKI

 

Rząd platformersów nie ustaje w wynajdowaniu źródeł dochodu na pokrycie utrzymania rozszerzonej do granic możliwości biurokracji. Otóż właściciele posiadłości będą musieli płacić podatek od deszczówki! Jego wysokość zależeć będzie od powierzchni dachu- im większy dach, tym większy podatek. Aż strach pomyśleć ile przyjdzie zapłacić polskim góralom, skośne dachy znaczy większa powierzchnia...

 

Jak podejdzie fiskus do tematu naszego basenu narodowego krytego, pardon, stadionu narodowego odkrytego? Nasz Narodowy Piłkarz powiedział na swoje nieszczęście w marcu, że stadion narodowy jest jak jego rząd- piękny i dumny. Trzeba przyznać, że ta metafora jest niezwykle cenna. Jak się to miało do rzeczywistości, wyszło podczas ostatniego meczu Polska - Anglia.Wie o tym chyba każdy Polak, nie tylko kibice sportowi. Do Warszawy przyjechało kilka tysięcy kibiców z kraju, a także kilka tysięcy z Anglii. Dachu nie zamknięto przed deszczem, bowiem nie chciano płacić podatku od deszczówki. Organizatorzy zamiast przełożyć pogodę, przełożyli termin otwarcia dachu i datę meczu. Na murawie utworzyło się niezłe bajorko. Nie tylko na murawie. Wracam do pytania: czy komornicy ściągać będą podatek od dachu odkrytego, by zmniejszyć koszty utrzymania stadionu, czy od deszczówki na murawie?

Źródło: Własne

Komentarze (0)

Dodaj swój komentarz