Wakacje za (bliską) zagranicą

Wakacje to dla większości Polaków synonim wyjazdu nad ciepłe wody, najlepiej gdzieś nad Adriatykiem czy jeszcze gdzieś dalej.

Tymczasem nawet nie wiemy częstokroć jak atrakcyjne są tereny sąsiadujących z Warmią i Mazurami od północy krajów. Chodzi o Litwę, Łotwę Estonię, a także najbliżej od Olsztyna czy tym bardziej od Braniewa, rozciągający się obwód kaliningradzki. Pamiętajmy o tym kierunku przed zbliżającym się latem.  

Wyjazd do tych państw nie obciąża kieszeni tak bardzo jak inne dalekie wojaże. Opisując choćby w pigułce te kraje warto rozpocząć od obwodu kaliningradzkiego. Oczywiście przejście w Mamonowie – Gronowie kojarzy się raczej z przygranicznym handlem, ale przecież nieco dalej można spędzić całkiem sympatyczne wczasy czy też nawet weekend i będzie to zdecydowanie tańsze niźli w Polsce. Wypoczynek najlepiej zaplanować nad morzem, w Swietłogorsku lub Zielonogradsku. Po drodze należy zwiedzić sam Kaliningrad. Tu warto obejrzeć muzeum bursztynu, a także ekspozycję bardzo plastycznie przedstawiającą szturm miasta, jaki miał miejsce w roku 1945. Z dzieckiem warto zajść także do ZOO. Nad samą zaś Pregołą, przy głównym moście nad tą rzeką widzimy po prawej stronie katedrę z grobem Kanta oraz po lewej kompleks krytych basenów, gdzie również warto zajść. Samo miasto może nie jest zbyt interesujące, ale niewątpliwie dla nas to całkiem przyjemna egzotyka. Tym bardziej, że znają tutaj siłę naszych pieniędzy, a ceny są niższe niż w Polsce. Gdyby ktoś chciał przenocować to polecam hotel „Kaliningrad” w samym centrum miasta. Cena za dwójkę z łazienką w granicach 200 PLN. Samo miasto wbrew obiegowym opiniom jest bezpieczne i napady na przechodniów na pewno nie zdarzają się częściej niż w Olsztynie. Należy natomiast uważać na milicjantów. Ci zawsze znajdą powód do zatrzymania naszego samochodu. Oczywiście w tle zawsze jest próba wyłudzenia jakiegoś drobnego bakszyszu. Sposobem na to jest, albo ...płacenie, albo też próba wytłumaczenia, że jest się niewinnym. Tym mamy większe szanse im lepiej mówimy po rosyjsku i im bardziej zdecydowanie (ale grzecznie) tłumaczymy panu władzy, że zdajemy sobie sprawę z bezmiaru własnej winy, ale przecież bardzo nam się spieszy jako reprezentantom naszego miasta (tu wymieniamy swój gród) na spotkanie z merostwem Kaliningradu.

W odległości około 30 kilometrów od Kaliningradu znajdują się dwa wyżej wspomniane miasta nadmorskie. Zdecydowanie korzystniejsze wrażenie wywiera Swietłogorsk. Dobra baza hotelowa i sympatyczny wygląd samego miasteczka. Na plażę zaś możemy zjechać malowniczą kolejką linową. Ceny i tu są także zdecydowanie niższe niż choćby w naszej Krynicy Morskiej czy Mikołajkach. Jeszcze taniej jest w Zielonogradsku. To miasto jednak, choć dysponuje wspaniałą plażą, nadal sprawia wrażenie jakby czas się tu zatrzymał w latach osiemdziesiątych. Tak wiele tam zaniedbanych domów i nieczynnych sklepów.

Na północ od Zielonogradska mamy Mierzeję Kurońską. Część rosyjska jest mało efektowna, a kilka klasowych hoteli oferuje swoje usługi za cenę chyba zbyt odbiegającą tak od naszych możliwości jak i od ich klasy. Warto, więc przez Mierzeję tylko przejechać nie zapominając wcześniej zatankować benzynę w stacji benzynowej w Zielonogradsku.

Prawdziwie piękne tereny zaczynają się tuż za granicą z Litwą. Przede wszystkim warto zjechać z głównej drogi do Nidy. To prawdziwa perełka. Do obejrzenia jest tu bardzo ładna architektura jak i efektowna nadmorska wydma, największa tego rodzaju w Europie.

Dalej warto powolutku przejechać całą litewską część Mierzei. Zatrzymać się trzeba koniecznie w Juodkrante. Tu przyciąga uwagę nie tylko architektura. Koniecznie trzeba także obejrzeć muzeum pod otwartym niebem. Jest to wspaniała ekspozycja rzeźb drewnianych prezentujących wyobrażenie litewskich artystów o diabłach i innych temu podobnych stworów.

U nasady Mierzei Kurońskiej mamy natomiast kolejne miejsce godne odwiedzenia. To wspaniałe delfinarium. Warto poświęcić godzinę na obejrzenie jak mądrymi stworami są te wodne ssaki. Potem promem (za bilet płacić nie trzeba - kasy są tylko od strony miasta) przepływamy do Kłajpedy. Tu uwadze każdego turysty polecamy uroczą, choć niewielką Starówkę. Zaś dwadzieścia kilometrów od Kłajpedy leży Połąga, po litewsku Palanga. To prawdziwa letnia stolica tego kraju. Godny obejrzenia jest przede wszystkim piękny pałac Tyszkiewiczów wraz z otaczającym go parkiem zaś wieczorem koniecznie trzeba się wybrać na przechadzkę po reprezentacyjnej ulicy Basanaviciusa. To reprezentacyjne centrum rozrywki gdzie można i zjeść i wypić i nieźle się zabawić za wcale nie wygórowane pieniądze. U nasady alei jest piękne molo.

Z Połągi możemy przejechać w kierunku granicy z Łotwą. Około 60 kilometrów od granicy znajduje się portowe miasto łotewskie, Liepoja. Warto się tu zatrzymać, by pospacerować po sympatycznym deptaku w samym centrum miasta. Potem wyjeżdżamy w kierunku Rygi. Mamy do niej 220 kilometrów.  40 kilometrów od stolicy Łotwy skręcamy w kierunku na Jurmalę. To letnia stolica tego kraju. Kiedyś tętniła życiem z racji na liczne przyjazdy turystów z Rosji. Obecnie to nieco zapomniany kurort. Choć warto się zatrzymać w centralnie położonej dzielnicy Majori. Tu znajduje się reprezentacyjny deptak i kilka pięknych zejść nad morze. Do Rygi z Jurmali jedziemy piękną sześciopasmową autostradą wybudowaną jeszcze w okresie sowieckim. Droga ta często w fabularnych filmach radzieckich udawała zachodnie autostrady. Między Rygą i Jurmalą wybudowano także wielki aqua park – „Livu Aqua Parks”.

W samej Rydze godna obejrzenia jest przede wszystkim wspaniała starówka. Jeszcze piętnaście lat temu straszyła sowieckim bałaganem i brudem. Teraz widać i czuć duże pieniądze włożone w odrestaurowane kamieniczki. Tu znajdują się siedziby wielu banków. Bo Łotwa to centrum bankowe...rosyjskiego biznesu. Jeden z banków posługuje się nawet sloganem reklamowym: „Jesteśmy bliżej niż Szwajcaria”. Poza starówką warto się także przespacerować po reprezentacyjnej alei Brivibas (Wolności) oraz zrobić zdjęcie pod pomnikiem wolności stojącym na placu pomiędzy starym miastem i aleją Brivibas.

Aleją Wolnosci wyjedziemy z Rygi wprost na drogę do Tallina. Jeśli wybierzemy stary odcinek „Via Baltiki” to będziemy jechali tuż nad brzegiem morza. Można się tam zatrzymać i pospacerować lub wręcz, (jeśli oczywiście pogoda dopisuje) wykąpać.

Do stolicy Estonii, Tallina jest z Rygi około 300 kilometrów. Warto jednak zboczyć trochę z drogi i przejeżdżając przez estoński Sopot czyli Parnu (po polsku Parnawa) pojechać w kierunku do wysp estońskich. To Sarema i nieco od niej mniejsza Hiuma. Polecamy odwiedzenie tej większej. Z lądu stałego kursują promy. Na wyspie godne odwiedzenia jest przede wszystkim miasto Kurresare z jego licznymi zabytkami pamiętającymi jeszcze czasy zakonu kawalerów mieczowych. Warto także spędzić jeden dzień w objeździe całej wyspy. Jedziemy cały czas drogą wzdłuż wybrzeża morskiego. Wrażenia widokowe są niezapomniane.

Wracając z Saremy należy przejechać przez historyczne Haapsalu. To miasto (ok. 18 tysięcy mieszkańców) ma wiele średniowiecznych budowli. Ponadto jest tu najdłuższy w Europie drewniany peron kolejowy. Obecnie stacja jest nieczynna. Kiedyś jednak właśnie tutaj filmowano „kolejową” część Anny Kareniny.

Z Haapsalu jedziemy w kierunku Tallina. To nowoczesne 400 – tysięczne miasto i stolica całej Estonii. Warte odwiedzenia jest oczywiście centralnie ulokowane Stare Miasto. Ma ono prawdziwie skandynawski, surowy charakter. Warto także aleją nadmorską pojechać w kierunku wieży telewizyjnej. Z niej rozpościera się piękny widok na cały Tallin. Tuż obok wieży znajduje się narodowy cmentarz Estonii położony w pięknym lesie.

Z Tallina jest już tylko 1.5 godziny drogi promem do Helsinek. Za około 20 euro kupimy bilet na przeprawę. Stolicę Finlandii warto zobaczyć bo to już inny, zachodni świat. I choć nie ma tu klasycznego starego miasta to dobrze się o tym samemu przekonać spacerując którąś z eleganckich centralnych alei. Najlepiej nich to będzie Esplanadi, która początek bierze od sympatycznego targu rybnego. Pamiętajmy jednak, byśmy płynąc do Helsinek, raczej nie korzystali z linii Tallink. Jako jedyna ma ona, bowiem swój terminal pasażerski daleko od centrum.

Wracając z Tallina najlepiej pojechać drogą w kierunku na Tartu. To uniwersytecka stolica Estonii. W mieście tym, jeszcze pod starą nazwą Dorpat, studiowało szczególnie w wieku XIX, wielu Polaków. Ten uniwersytet miał także skończyć, przynajmniej tak mówił, niejaki Nikodem Dyzma. Miasto, choć sporo mniejsze od Krakowa (mieszka tu nie więcej jak 150.000 mieszkańców) ma w sobie coś z atmosfery naszej jagiellonowej stolicy.

Z Tartu droga wiedzie znów na południe. Granicę z Łotwą przekraczamy w Valdze. To miasto rozpościera się po obydwu stronach granicy. Bywa nawet tak, że jedna strona ulicy jest estońska, a druga łotewska. Potem jedziemy drogą w kierunku Rygi. Na Łotwie bowiem większość dróg rozmieszczona jest koncentrycznie na zasadzie centrum w stolicy. Nim jednak dojedziemy do Rygi zatrzymujemy się w pięknej Siguldzie. To miasto wspaniałego zamku nad urwiskiem rzeki Gauia i wspaniałe widziane z góry przełomy Gaui opiewane przez łotewskich poetów. Przed samą Rygą skręcamy na Kowno. W miasteczku Bauska robimy ostatnie zakupy po łotewskiej stronie i zaraz wjeżdżamy na Litwę. W Poniewieżu (Panevezys) skręcamy na autostradę wiodącą aż do samego Wilna. Rychło (jakieś 100 kilometrów od Wilna) na częstotliwości 103.8, usłyszymy język polski. To widomy znak, że znajdujemy się w strefie wpływów radia „Znad Wilii”.

Wilna zaś naszym czytelnikom przedstawiać nie trzeba. Wszak to jedna z przedwojennych, kulturalnych, stolic naszego kraju. Do tej pory bez trudności porozumiewamy się tu po polsku. W samym mieście oczywiście należy zobaczyć Stare Miasto z Ostrą Bramą, przejść się po reprezentacyjnej ulicy Gedymina (przed wojną Mickiewicza) i odwiedzić cmentarz na Rossie. To jedna z polskich narodowych nekropolii. Warto także spojrzeć na miasto z wysoka wjeżdżając na taras widokowy wieży telewizyjnej, bardzo podobnej do tej z Tallina.

Niecałe dwadzieścia kilometrów od Wilna znajdują się urokliwe Troki ze swoim wspaniały zamkiem na wyspie. Nieco zaś ponad 100 kilometrów od stolicy Litwy są sanatoryjne Druskienniki. Potem już tylko przejście graniczne w Lazdijaj (po polsku Łoździeje) i mamy raptem niecałe 300 kilometrów do Olsztyna. W sumie zaś trasa naszej wycieczki wyniosła niecałe 3000 kilometrów. Warto się na nią udać w całości lub nawet we fragmentach. Pamiętajmy, że na północ od nas są kraje, których często nie znamy. Jednocześnie nie wierzmy w to, że to strony niebezpieczne. Jest tam nie bardziej niebezpiecznie niż w Polsce. Wszędzie, prócz Rosji, działają te same standardy ubezpieczeniowe. Jeśli mamy jakiekolwiek kłopoty możemy z pełnym zaufaniem zwrócić się do policjanta o pomoc. Ceny są podobne do olsztyńskich. Nie warto także wcześniej rezerwować hoteli. Wszędzie, bowiem baza noclegowa jest bardzo rozwinięta. Możemy tam znaleźć miejsca na każdą kieszeń. Nie musimy także brać z sobą jakiejkolwiek gotówki. Wystarczą ogólnie stosowane karty płatnicze. I hajda w drogę.

Krzysztof Szczepanik

Źródło: Własne

Komentarze (0)

Dodaj swój komentarz