Widziane z Nowego Jorku - PAWLAK, PODEJDŹ TY DO PŁOTA! - czyli roszady w PSL

Największą sensacją ostatnich dni była porażka Waldemara Pawlaka w walce wyborczej o przywództwo w Polskim Stronnictwie Ludowym. Po przegranej z Januszem Piechocińskim zaledwie 17. głosami obraził się na tyle, że zrezygnował z funkcji wicepremiera i ministra gospodarki. Z jego upadku cieszą się nie tylko jego opozycjoniści, ale i większość Polaków. W zasadzie nie ma się z czego cieszyć, bowiem Waldemar Pawlak jest mistrzem powrotów, jest jak ruska wańka wstańka...



W sumie dobrze się stało, choć w garniturze i koszuli zmieniła się tylko twarz. Po długim namyśle następca Pawlaka przejął po nim te same funkcje, co nie wróży mu długiej kariery w obecnej sytuacji gospodarczej w PO-lsce. Trudno w nim upatrywać zasadniczego reformatora polskiego życia publicznego, ale może uwolni swoją partię i rozchwianą koalicję od nepotyzmu i złych obyczajów.

Janusz Piechociński, choć ma poglądy jak z kserokopiarki, jest mniej "ograny" w polityce, bardziej medialny i sympatyczny, nieco bardziej elokwentny w publikatorach, a obecna polityka właśnie tam się rozgrywa. Media były kiedyś czwartą władzą, dziś zmieniła się kolejność w stosunku do władzy. A i sytuacja w PSL również. Podobnie jak w najlepszej komedii Chęcińskiego, w której Pawlak mówił: "Kargul, podejdź ty do płota"! Teraz Kargul przywołał Pawlaka do ogrodzenia...

Największą sromotą okrył się starszy sikawkowy wśród rolników godząc się na podniesienie wieku emerytalnego do 67. roku życia. W tym środowisku sytuacja wydaje się najbardziej widoczna. Otóż jeśli gospodarz musi pracować do tego wieku, schedę po nim nie może przejąć syn, bo w najlepszym razie będzie musiał mieć ponad 43 lat, a więc w tym wieku musi się do tego czasu w życiu sam ustawić. Gospodarstwo może przejąć dopiero wnuk, którego rodzice już prawdopodobnie wyemigrowali do miasta w poszukiwaniu pracy.

Waldemar Pawlak za bardzo kojarzony był z Platformą, a tworzył stare dobre małżeństwo, którego nie łączy miłość, tylko interesy. W telewizorniach był bardzo sztywny, przypominający drętwą facjatę Breżniewa. Jest odpowiedzialny za najwyższą w Europie cenę gazu, jaką Polska płaciła Rosji i skrajnie niekorzystne dla nas kontrakty, blokując dywersyfikację cen przez wiele lat i powinien ponieść z tego tytułu, nawet finansowe, konsekwencje. Jako przywódca partii koalicyjnej ponosi współodpowiedzialność za największą powojenną tragedię posmoleńską. Nie zerwał koalicji w obliczu matactw z nią związanych i prawdopodobnie "dał drapaka", bo wie, że prawda wkrótce wyjdzie na jaw. Niewątpliwie największym wygranym ubiegłego peeselowskiego kongresu jest były minister rolnictwa Marek Sawicki. Wyrzucony z rządu Tuska za nepotyzm, zemścił się, nawiązując sojusz z Kargulem, pardon, Piechocińskim. Obecnie możliwe są dwa scenariusze.

Pierwszy, najbardziej prawdopodobny jest taki, że nic się nie zmieni. Ani Piechocińskiemu, ani Tuskowi nie zależy na zaognianiu sytuacji, bo to mogłoby zachwiać koalicją. Istnieje też możliwość, że Donald Tusk skorzysta z rozłamu u ludowców, który osłabi ich pozycję negocjacyjną w rządowym sojuszu. Janusz Piechociński nie ma tak mocnej pozycji w stosunku do D. Tuska, jaką miał Waldek od chłopów, bo w myśl modnego ostatnio powiedzenia "chciałby być trochę w ciąży"... Z jednej strony robił różne szpagaty, by być jednocześnie w rządzie i poza nim. Mówił o renegocjonowaniu umowy z rządem, ale jednak w niego wdepnął.

RÓŻNE PRAWDY O TROTYLU

Korzystając z afery trotylowej, wydawca "Rzeczpospolitej" Grzegorz Hajdarowicz pozbył się z redakcji 4 osób, a niektóre z nich z feralną publikacją nie miały wiele wspólnego, ale w swoich tekstach wielokrotnie krytykowały rząd, a ostatnio - głównie MSZ. Jedna ze zwolnionych osób przebywała w tym czasdie na urlopie. Zostawił zaś jako pełniącego obowiązki naczelnego Andrzeja Talagę, który pracował nad tekstem o trotylu, ale - jak twierdzą dziennikarze "Rz" - nigdy nie publikował nic krytycznego o MSZ. No i jest znajomym ministra Sikorskiego.

Talaga miał pełnić funkcję p.o. naczelnego "Rz" do 15 listopada, tymczasem jest kilkanaście dni później i nic się nie zmieniło. Zarząd Presspubliki ogłosił, że no
wym redaktorem wicenaczelnym został Bartosz Węglarczyk (dotychczasowy naczelny innego tytułu Hajdarowicza, "Sukces"). Nie wróży to dotychczasowym czytelnikom "Rzepy" nic dobrego. Węglarczyk jest typowym tworem TVN-owskiej linii propagandowej, potomkiem sił bezpieczeństwa, nie zawsze słusznych.

Te roszady w Presspublice to wynik afery, która rozpętała się w "Rz" po publikacji artykułu Cezarego Gmyza "Trotyl we wraku tupolewa". "Uważam, że opinia publiczna powinna poznać wszystkie okoliczności tej sprawy" - tą deklaracją Hajdarowicz otworzył specjalny czterostronicowy dodatek
do jednego z weekendowych wydań "Rz", w którym miał wyjaśnić okoliczności trotylowej publikacji. Swój komentarz zatytułował nawet "Cała prawda o trotylu", w którym miał wyjaśnić okoliczności trotylowej publikacji. Kiedy zajrzy się na tę stronę (nie polecam, szkoda czasu), niewiele dowiemy się o trotylu, tylko co się stało w gazecie.To jak w stylu Jerzego Urbana, który na odwrócenie uwagi od tragedii stanu wojennego chciał rozdawać koce bezdomnym w Nowym Jorku.

Z kolei były naczelny "Rzeczpospolitej" Tomasz Wróblewski ujawnia na Utube, że ze swej postawy się nie wycofuje, podobnie jak autor artykułu, Cezary Gmyz, iż w tupolewie znaleziono ślady trotylu. Powołuje się na opinie 4 prokuratorów potwierdzających tę tezę. Polecam, nie szkoda czasu. Niepokojące jest też, że ze stanowiska redaktora naczelnego "Uważam Rze" (to samo wydawnictwo) został zwolniony Paweł Lisicki, bez podania przyczyn. To kolejny dowód na domykanie systemu prasowego, w którym miał udział skarb państwa. Grzegorz Hajdarowicz otrzymał 80 mln. zł. pożyczki na zakup wydawnictwa od Getin Banku, którego właścicielem jest Leszek Czarnecki, powiązany - co ostatnio odkryły media- ze służbami specjalnymi. Środowisko dziennikarskie, na czele ze Stowarzyszeniem Dziennikarzy Polskich protestuje. W internecie wrze- nie czytajmy "Uważam Rze"!!! Póki co, obserwujmy.

W BYDGOSZCZY ZDEJMUJĄ KRZYŻE

Prof. dr hab. Janusz Ostoja-Zagórski, rektor Uniwersytetu Kazimierza Wielkiego w Bydgoszczy jest pierwszym w Polsce szefem uczelni, który dopuścił się usunięcia krzyża w gabinecie rektora i sali senatu. Decyzją tą poparł żądania Leszka Millera i Janusza Palikota, lewaków spod znaku SLD i Ruchu Palikota. Skandal ten wymaga upublicznienia, bo jest następstwem działalności tego środowiska, wrogiemu Kościołowi Katolickiemu- tak uważają opozycja i środowiska patriotyczne w Bydgoszczy.

W liście otwartym, przesłanym również do "N.Dz.", poseł na Sejm Bartosz Kownacki (PiS) z okręgu kujawsko-pomorskiego tak komentuje postępek rektora (...) Pańska decyzja o usunięciu krzyża z sali senatu uczelni odbiła się głośnym echem w całym kraju i zasmuciła oraz zaskoczyła wielu bydgoszczan. Zasmuciła, gdyż zdarzenie to wskazuje na Bydgoszcz jako miejsce, w którym nie szanuje się wielowiekowej tradycji. Zaskoczenie natomiast związane jest z faktem, że decyzja Pana Profesora całkowicie odbiega od stanowiska Europejskiego Trybunału Praw Człowieka, który uznał w zeszłym roku, że wieszanie krzyży w szkołach nie stanowi naruszania prawa do wolności, ani nie jest elementem indoktrynacji (...) -zauważa poseł i podkreśla (...) Wiszący na ścianie krzyż nikogo nie zmusza do wiary w Boga i z całą pewnością nie przeszkadza nikomu w ujawnianiu własnych przekonań. (...) Zdejmowanie krzyży kojarzy się Polakom z czasami komunizmu, kiedy bezwzględnie walczono z kościołem, a katolicy byli szykanowani i traktowani jako obywatele drugiej kategorii. Chyba nie chce Pan Profesor, aby Uniwersytet Kazimierza Wielkiego był uważany za ekspozyturę partii Janusza Palikota? (...)

Chyba chce, panie pośle, skoro tak uczynił. Cała nadzieja w tym, żeby bydgoscy działacze umieli się temu przeciwstawić. I próbują, zbiera się coraz większy krąg protestujących. Zobaczymy co przyniesie czas.

STOI NA STACJI LOKOMOTYWA...

W całej Polsce, a szczególnie południowej, strajkują lub strajkowali kolejarze, co oznacza poważne konsekwencje w funkcjonowaniu komunikacji krajowej. Nie kursuje wiele pociągów, o czym nie donoszą media głównego nurtu. Powodem jest, że od września pracownikom kolei nie wypłacono należności za pracę, a w tle jest bałagan w całym resorcie i transformacja kolei, której prywatyzacja doprowadziła do absurdów. Kolej nie jest już państwowa i zaiste, w jej skomplikowanych strukturach trudno się połapać. Chyba sam minister Sławomir Nowak się nie orientuje. Minister transportu przemówił na ostatnim Kongresie Kolejowym, podczas którego zapowiedział, iż Polacy będą mogli "szybko i komfortowo przemieszczać się po naszej ojczyźnie". Tymczasem "Gazeta Polska" i jej dziennikarski przechera Piotr Lisiewicz dotarł do tajnego raportu o stanie taboru PKP po pięciu latach rządów PO, który trafił ostatnio na biurko ministra Nowaka. Oto jego odtajniona treść:



InterCity „Fredro” nie przyjechał – z zemsty. TLK „Żeromski” stoi – tory blokują ludzie bezdomni. TLK „Bachus” nie przyjedzie – maszynista pijany. Pospieszny „Hefajstos” – spalony. TLK „Kordecki” – zalany przez potop. InterRegio „Barbakan” – rozpadł się ze starości. Osobowy „Janosik” – sprywatyzowany. InterRegio „Bosman” – pojechał do czorta. Pospieszny „Bryza” – wywiało. Pospieszny „Biebrza” – służby sprawnie wyciągają go z bagna. InterRegio „Bolko” – lustrowany przez sokistów. TLK „Albatros” – przejechał siedem dziewcząt. EuroInterCity „Kiliński” – spóźniony 190 minut, a pasażerowie w szewskiej pasji. Z punktualnym przyjazdem TLK „Kochanowski” to była lipa. TLK „Konopnicka” – zderzył się z naszą szkapą. InterCity „Kościuszko” – utknął pod Racławicami. TLK „Telimena” – Straż Graniczna wykryła w pociągu przemycające towar mrówki. Sprawę złupienia TLK „Wiking” bada CBŚ. Pospieszny „Kmicic” zderzył się z pospiesznym „Oleńka”. InterRegio „Reymont” zablokowali protestujący chłopi. Maszynista TLK „Kopernik” wstrzymał lokomotywę, ruszył do baru.


Wobec powyższego, Drodzy Czytelnicy, żegnam Was piosenką Wałów Jagiellońskich "Wars wita was"...

Krystyna Godowska

Źródło: Nowy Jork

Komentarze (0)

Dodaj swój komentarz