Wiersze

Nazywam się Wenta Magdalena. Urodziłam się w Braniewie, 02.05.85 roku.Mieszkam w Rogitach(okolice Braniewa).


Ukończyłam Liceum Ogólnokształcące o profilu społeczno- prawnym przy ZSB w Braniewie, a następnie Szkołę Policealną im. Jadwigi Romanowskiej w Elblągu, wydział terapii zajęciowej.
Posiadam również dyplom potwierdzający moje kwalifikacje w tym zakresie.
Moje osiągnięcia w związku z poezją to: wyróżnienia w konkursach, wydanie tomiku twórczości uczniowskiej wraz z moimi utworami, ukazanie się mych wierszy w gazecie braniewskiej IKAT, oraz kwidzyńskiej PULS KWIDZYNA. Zajmowałam się również pracą wolontariuszki w DDP przy MOPS, DDP Dziecka , a także w GOPS. Interesuje mnie szczególnie tworzenie wierszy
nieregularnych, białych.

Uczucie ze słuchawki

Siła dźwięku mnie przygniata
krzyk przedziera się przez wnętrze
W bólu czuje podniecenie
nie wiem czy to uczucie to cierpienie
Kradnę cudze słowa, żyję czyimś tchem
Zabrudzona moja głowa cudzego życia tłem
Jedna chwila jest godziną
moje ach jest melodią
Dziś już nie zamknę uszu
nuty będą uderzać o nie

 

 

Zestaw pytań do powietrza

Kapcie leżą tak jak wczoraj
czemu nie na opak, czy brną w zaułek przystosowania?
Oko lewe otwiera się wolno
czy czeka na drugie, okryte rzęs mentną firaną?
Okno niekolorowością swą zabija subiektywność
czemu to czyni, czyż zazdrości złotym liściom
głaszczącym je czasem po twarzy?
A liście są takie zwyczajne
i niezwyczajne są
Ich plecy mogą być twarzą
twarz plecami
Wiatru im starczy by zdecydować
Czyżby były szczęśliwe?!

 


Ja-nie ja

Jestem kimś kim nie jestem
Nie ja chowa ją po koc ciszy
otwieram usta
Nie ja zamyka je z trzaskiem
moje oczy szukają innych oczu
Nie ja gubi moje spojrzenie
w sobie samej
Nie mi to pasuje
Zadanie spełnione
Ja leżę z dłońmi splecionymi pod kocem
piekielnej ciszy
Moje oczy ślepe są na innych
Jestem niemową
choć nią nie jestem

 

 

 


Jestem

Raz dwa, trzy, jestem , lecz
nie było mnie wczoraj
Cztery, pięć- chadzałam po...
pięciolinii- zatrzepotała i..
w drobny mak żywot padł
i poturlał się pod kanapę
Sześć i siedem- gdzie ja jestem
Jestem, jestem
nie było mnie wczoraj...
tylko wczoraj

 


O Boże!
Gdyby moje łzy mogły być morzem
o Boże
dopłynęłabym do Ciebie
 bez krwi, bez lęku, jedynie ze smutkiem
I rozsypałabym u Twych stóp
 moje cierpienia malutkie
Malutkie i wielkie
bo w tym świecie to chyba to samo
Ukołysałbyś mnie Boże
i
 rozsunęłaby się kotara smutku
pomalutku  powolutku  po cichutku
Rozstąpiłoby się Twoje Boskie morze
a ja poszłabym za Tobą
bo już umiem
chodzić po łzach
o Boże

 

 


Wy

Wy co jesteście tacy taktowni
tolerancyjni
baczni
ostrożni
Kaloryferze niby bez uczuć
a jednak tak rozpalony
Szafo szafiasta
zawsze tak samo drewniana- oddana swym zasadom
Okna dwa, żadne do żadnego niepodobne,
pilnujące swych granic
i Ty ławo szkaradna 
z odbitymi na blacie gośćmi-denkami kubków
Wy bądźcie świadkiem
Świadkiem, że można oszaleć...
z normalności

 

 


Dłoń

Obrysowuję dokładnie moją dłoń
która jet bo jest
Pierwszy palec krzywy 
 jak całe to coś, 
co ma na imię Życie-nie pamiętam czy duże czy małe żet
Drugi trochę większy, trzeci też
Rysująca ręka zadrżała
to tylko działania niepożądane dobrego samopoczucia
Czwarty i piąty- nielubiane, niechciane,
nie odcięte, musiane
jak cały ten durny ludzki świat
Dłoń przykleiła się do kartki
ja przykleiłam się do blatu
Mózg wylał się i wpadł jak żółtko do filiżanki
Jestem- nie ma mnie
Nie ma mnie- jestem
Myśli wyjechały do Oslo
Emocje odleciały do Ankary
Ja- nie mam paszportu

 

***

Chcę wymazać szaleńcze myśli
długopisem czasu
Nie, nie wypłyną
Są tak dalece zapamiętane
że aż wryte
w rozum pokancerowany
niedbale zabandażowany
Drążą dziurę
litości nad samym sobą
i suchych już policzków
Wydrążyły
kapie
lepka
krew
rozumu

 


***

Mówisz, to głupota
Stój, bowiem wczoraj
zsiniały Ci dłonie na mrozie
Ach, parsknęłam na ten głos
pełen sztywności i dystansu do dystansu
Dzis jest dziś! Czuję ciepło
i smak truskawek
Truskawek i malin i chyba czegoś jeszcze
szeleszczę
 w uchu Twym jak cukierek
odwijany
po cichutku ze swego domku- papierka
Nie zasypiaj szybko i głęboko w swym świecie
Bądź
Wyciągnij dłoń po to, co nowe, świeże
co rozpływa się w ustach
Jedz, smakuj teraźniejszość
Z kimś kto jest teraz
Czy będzie?
Jest
 bo ważne jest dziś
Pamiętaj.Nie odwracaj się
Nie zasypiaj głęboko i szybko
Tańcz, gdy grają w nas pasikoniki!

 

 


"Normalność"

"Normalność"- największy obłęd świata
Obłęd ucieczki przed ułomnością
Obłęd krzywego sufitu
i ryski na starej płaczącej rzeźbie
Obłęd luki w tekście i...luki w życiu
"Normalność"- to co nienamacalne, nie sprawdzone
co prowadzi do zguby
do zguby tych, którzy za nią pokornie idą
idą i godzą się na Ideał!
bo cóż to dla nas jest
to obłęd...obłęd smutku...
krople z czoła przetarte...
a on trwa, nadal trwa
Przetrzyj całe okno, obejrzyj w nim
swe zwykłe szarości
Pamiętaj, nie uśmiechaj się na rozkaz
Potem.Kiedyś. Za chwilę
Kiedy zechcesz

 

 

Giewont absurdów

Euforycznie depresyjny Kazimierz
tak zwierzał się pewnej osobie,
iż Strategicznie Poplątany Wojtek wykrzyczał:
 Obyś tanczył makarenę w grobie
Liczył, że mu Zosia, nieżyczliwie miła
pomoże w tej biedzie
jednak
ta w nim nadzieje hipohondryczne ukatrupiła
Poszedł więc do doktora
Dom się zwał ten człowiek
Ten wymówił dwa słowa: Niereformowalny obiekt
i dodał: Tyś nim jest kapryśny
Zbóju sumienia
Gdy to usłyszał udał się więc do... więzienia?
Nie, do kościoła pobiegł na klęczkach
Podczołgał się do niskiego ołtarza o siedemdziesięciu schodach
a tam człek uśmiechnięty, długa jednomilimetrowa broda
Ksiądz się wie, grzeszny, dobra trochę osoba
Złapał się za klepek osiem
dziewiąta wypadła
Żeby Cię lęk opuścił- mówi
choroba nie zjadła
ale pamiętaj mistrzu pamięci
sklerotyku drogi
Gdy Cię w deski zbiją
nie skoczysz już na równe nogi
Położysz się jedynie
 Nie ma już rymu
Oddaj nożyczki
 skrzydeł już proszę
nie podcinaj

 

Niech toną

Chcę udusić Świat
poukładać jego oczy
tak, by jedno było 1000 mil od drugiego
Zwichnąć wstrętną stopę wielkoluda
aby nie ciągnął za sobą,
że tak powiem oryginałów
Niech żyją jasny gwint w swej jaskinii
Niechaj uciekają w otwartą przestrzeń,
aż ich zemdli
Płynąć będą w błocie,
a właściwie w fekaliach własnej głupoty
Niech toną w tłumie dożywotniej przeciętności
Tak ot
na swój własny rozkaz

 

Pani Codzienność

Powietrze pachnie starą książką
Kurz na niej osiadł
niczym
grymas na ludzkiej twarzy
Geometria tak nieznośnie precyzyjna
przygniata
Wyblakły obrazy
wyblakły myśli
Zostały ludzkie odruchy
Taktowny nietakt
zbliża się i osacza
 ze wszech stron
Mijamy się w zwolnionym tempie
nie mówiąc nic
A usta ciągle otwarte

 

Proszę, nie...

Krąg urwanych
niewidzialnych pytań- Proszę,
przeczytaj za sto lat
Gdzie dziś jestem?
W woreczku ze starymi monetami,
trochę mi duszno
no i niewidoczna dzwonię razem z nimi
Jak mam na imię?
Nie Unikat, Nieduży, Niemały Człowiek
Nie Wierzący i Nie Ateista, Nie Bosy,
Nie Chromy, Nie...
Tak Lawina, Lawina,ale nie oceniaj,
nie krytykuj, nie chwal
bo po co...
to tylko imię
Czy liczę dni?
Nie, można powiedzieć,
że na akalkulię jakąś zapadłam
Lecz sen lubię nadal
P.S. Nie osądzaj, nie oceniaj,
a jeśli nie, nie czytaj.

 

***

Moje uczucia
 zygzakiem pełzną
do firanki
Moje myśli jak
landrynki
w kielichu dzwonią
aż słyszy je cały kosmos
dźwięk odbija się od ścian
starego lochu płaczu
Ginie muzyka
nastaje jednak ciszy koncert
w duszy gmachu

 

Spokój

Czuję swój oddech
jest powolny
miarowy
Jestem cicha
i magiczna
w swym zwyczajnym bycie
Liczę się z samą sobą
bo gdyby nie,
awanturę wszczęłabym
niezdrową
sobie o swój nietakt
A tak- dusza w normie
dziwnym zbiegiem
Serce- praca lekka


Kropelka

Otwieram kulę wielką
z małymi drzwiczkami
Pełną tego, co ludzkie
podawane łyżeczką
by utrzymać rozkosz
dnia
kapiącego kropelka
po kropelce
na podniebienie człowieka
bez maski
wolnego z pęt grzechu
Zielony liść, a widzisz
opadł na skroń
i jak tatuaż
wodzi mym wzrokiem
po ludzkiej twarzy

 

 

Nazywam się Magdalena Wenta

Jedną z moich pasji jest, jak widać, poezja.
Poza tym uwielbiam tworzyć tak,
 by w mych pracach( zarówno w poezji jak i elementach zdobniczych)
istniała moja dusza.
Do działania pobudza mnie drugi człowiek,
szczególnie dzieci- pełne szczerości,
w 100% spontaniczne, ale również osoby starsze- doświadczone,
patrzące z niebywałym spokojem na życie.
Przyroda jest niczym moja siostra. Kocham lasy, łąki,
oraz wierne zwierzęta.
Jestem po prostu sobą- osobą odważną
a zarazem strachliwą
delikatną, aczkolwiek nie aż tak kruchą
upadającą, ale zaraz potem startującą po raz kolejny
aby złapać choć cząstkę chwili..

Źródło: Własne

Galeria

Komentarze (2)

Dodaj swój komentarz

  • kamil76 2011-06-22 18:23:40 83.8.*.*
    Bardzo mi się podoba czytając nie zmarnowałem czasu.
    Odpowiedz Przenieś Oceń: 0 0
  • ZUZA1 2011-06-14 09:51:30 83.8.*.*
    MASZ TALENT MAGDALENO TWOJE WIERSZE WCIĄGAJĄ PRZECZYTAŁAM WSZYSTKIE.
    Odpowiedz Przenieś Oceń: 0 0