Menedżer czy miłośnik

Sprawa odwołania Janusza Cygańskiego z fotela dyrektora Muzeum Warmii i Mazur choć z lekka przycichła, ale ciągle gdzieś tam się snuje. Wielu olsztynian i nie tylko (bo odwołanie dotyczy

Sprawa odwołania Janusza Cygańskiego z fotela dyrektora Muzeum Warmii i Mazur choć z lekka przycichła, ale ciągle gdzieś tam się snuje. Wielu olsztynian i nie tylko (bo odwołanie dotyczy także Henryka Szkopa, dyrektora Muzeum Mikołaja Kopernika we Fromborku) solidaryzuje się nawet z odwołanymi, zasłużonymi działaczami regionalnej kultury. Czy słusznie? Mam w tej sprawie zupełnie inne zdanie niźli obrońcy wyżej wymienionych. Mam jednak też pretensje do samorządowych władz wojewódzkich o brak zakomunikowania jednoznacznych przyczyn takich, a nie innych kroków kadrowych. Gdzieś tylko po opłotkach sprawy przewija się nieoficjalna argumentacja: zawalili (oni, dyrektorzy) organizacyjnie. I znów delikatne przypomnienia i pogłoski o walących się i szpecących murach, będącego w jurysdykcji Cygańskiego, zamku w Lidzbarku Warmińskim, skrajna ubogość muzeum we Fromborku. A przecież to takie oczywiste, że ci odwołani panowie nie zdali po prostu egzaminu z bycia menedżerem – muzealnikiem. Cóż bowiem oznacza brak zgody na prywatne (ale pod okiem konserwatora zabytków!) inwestycje w Lidzbarku. Oczywiście można argumentować, że zabytek to nie jest hotel i nie powinien na siebie zarabiać, że to państwo winne jest łożyć na utrzymanie zabytków i zachowanie ich w odpowiednim stanie. Wszystko racja, ale jeśli państwo nie ma pieniędzy? Sięgając do Fromborka zaś, jak smutno się tam prezentują te wielkie i prawie puste sale ekspozycyjne. Natomiast tuż obok kompleksu muzealnego przycupnęła maleńka wystawa o ludziach i historiach fromborskich. Dyrektor wielkiej placówki nie był zainteresowany zorganizowaniem takiej wystawy. A lokalni pasjonaci po prostu zrobili swoje, czyli wystawę zorganizowali i to tak skutecznie, że stała się ona nieomalże obowiązkowym punktem wizyt wielu turystów. A sale (właściwie hale) wystawowe w muzeum Kopernika są zastawione pustawymi gablotami. Dziwne to bo w założeniu twórców odbudowanego we wczesnych latach siedemdziesiątych muzeum we Fromborku, miały to być sale …konferencyjne. Kolejnym dyrektorom łatwiej i prościej było tu wstawić gabloty (nawet puste) aby tylko pozbyć się uciążliwych „konferencjuszy”. A przecież szczególnie w ostatnich kilkunastu latach nastąpił prawdziwy boom na konferencje. Także te zakładowe. I organizatorzy wielu z nich dzwonili do fromborskich hoteli z zapytaniem o możliwość przeprowadzenia takiej konferencji w mieście Kopernika. Jedynym warunkiem była możliwość wejścia z zajęciami do sal muzealnych. Dyrekcja muzeum zawsze konsekwentnie odmawiała, więc i konferencje (a wraz z nimi pieniądze) omijały Frombork. Czy więc uważam obydwu w/w dyrektorów za złych włodarzy powierzonych im majątków. Chyba nie należy tego jednoznacznie określać tak negatywnie. Bo ci właśnie dyrektorzy sprawdzali się jako miłośnicy tematyki placówek, którym szefowali. To także wysokiej klasy fachowcy muzealnictwa jako takiego. Zabrakło im natomiast tego co tak ważne w obecnych czasach: menedżerstwa kultury. Bo pamiętajmy, dobry znawca kultury nie musi być od razu menedżerem placówki. On może się świetnie natomiast sprawdzić jako dyrektor programowy. Tak jak dobra kucharka nie musi być od razu świetną gospodynią. Bo ta pierwsza ma wiedzieć jak ugotować zupę ogórkową, a ta druga ma tak planować by na tę ogórkową starczyło kasy. Krzysztof Szczepanik

Źródło: własne

Komentarze (0)

Dodaj swój komentarz