Nasi w Ameryce Zamiast relacji z zebrania w CP-S Dwa zebrania Centrum Polsko-Słowiańskiego

Tym razem nie zamieścimy sprawozdania z dorocznego Walnego Zebrania Centrum Polsko- Słowiańskiego w Nowym Jorku, ponieważ wysłannik naszej redakcji, jak i przedstawiciele wszystkich pozostałych mediów, nie zostali wpuszczeni na salę obrad. Reporterce innej, konkurencyjnej gazety wyrywano aparat fotograficzny z ręki.


Z restrykcją zakazu wejścia spotkała się również Beata Jakubowska (której odesłano pocztą składkę członkowską) oraz dyrektor Polsko- Słowiańskiej Unii Kredytowej, Marzena Wierzbowska, która jest członkiem CP-S, płaci składki, ale -rzekomo- działa na szkodę organizacji...Podobny los spotkał członka, Mariana Wołowika (lat 70), który spóźnił się nieco na zebranie. Porusza się on o lasce i ma trudości nie tylko z chodzeniem, ale trudno mu było nawet stać pod budynkiem na Java St.
W zniecierpliwieniu i z wielkim oburzeniem dziennikarze stali na ulicy wspólnie z wieloma członkami tej organizacji, m.in. zwanymi "grupą szesnastu", którzy odważyli się zaproponować nowy, lepszy statut CP-S z Markiem Wysockim na czele, a także niesłusznie wyrzucani przez kilka lat z jej struktur. Również ci, którzy z niewiadomych przyczyn nie zostali odnalezieni na liście członków mimo, iż pobierane są im składki. Okazało się, że takich osób było więcej niż obecnych na zebraniu (około 40). Może dlatego, że -niezgodnie z nakazami statutu- nie było ogłoszeń prasowych o mającym się odbyć mitingu. Podczas gdy nieliczni członkowie siedzieli wewnątrz, drudzy zorganizowali demonstrację popartą licznymi transparentami przed budynkiem. W ten sposób zrodziły się
dwa zebrania.
Spośród haseł z wielu transparentów wybrałam tylko nieliczne, bardziej "łagodne" : " CP-S jest własnością Polonii, a nie prywatnym ranczem!", "Stop dyskryminacji członków", " Rado Dyrektorów odejdźcie- zostawcie nas sierotami!", "Żądamy zebrania nadzwyczajnego!", "Żądamy rozwodu z Kamińską i Jóźwiakiem!", "Rada dyrektorów jest nielegalna!"...
Zofia Balczewska powiedziała do zgromadzonych: - "Dochody z płatnych imprez nie są zaznaczone w budżecie Centrum, co może dać domyślenia, że wiele innych wpływów, poza donacjami z miasta jest "niewłaściwie" księgowanych. Poza tym skandaliczne jest, że Unia i Centrum na procesy sądowe z członkami wydała w ostatnim czasie ok. 500 tys. dol., a przecież te pieniądze mogłyby być spożytkowane na szlachetne cele."
Aleksandra Januszewska, która kilkakrotnie bezskutecznie zwracała się o przywrócenie członkostwa, przypomniała o długotrwałych procesach sądowych polonijnych organizacji przeciw Józefowi Łuczajowi oraz Antoniemu Chróścielewskiemu, na które również wydawane są członkowskie pieniądze. Dodała, że Cafeteria została sprywatyzowana, nie wiemy jak dzielone są jej dochody i jaki czeka ją ostateczny los.
Casus Janusza Skowrona
Kością niezgody między dwiema stronami barykady była osoba Janusza Skowrona, który pracował w Klubie Krakus i opiekował się od strony kulturalnej seniorami tego klubu. Został z Centrum zwolniony, zaś nie podobało się to jego podopiecznym, którzy doceniają jego pracę. Prosili, by na salę obrad zaprosić p. Skowrona i skandowali : "Janusz, Janusz, Janusz" tak donośnym głosem, że słychać to było wyraźnie na ulicy! Jak można się domyślić, nie został na salę wpuszczony.
Znów wyłączane mikrofony
Zebranie nie trwało długo, wkrótce zaczęli z niego wychodzić ci, którzy mieli zaszczyt na nim być. Niestety i oni byli zażenowani. Wyrażali się o zebraniu w sposób - delikatnie mówiąc - negatywny. Wśród nich przeważały głosy niezadowolenia, że rada dyrektorów nie dawała im możliwości swobodnego wypowiedzenia się, odbierano mówcom mikrofony albo je wyłączano, nie było żadnych konstruktywnych wniosków. "Kłamią w żywe oczy", "oni nas w ogóle nie słuchają!". Tak było za czasów prezesa Ryszarda Konopki, później Tadeusza Chabrowskiego, jak i tandemu Kamińka- Jóźwiak. Porównywano sytuację do niechlubnych czasów reżimu w Polsce. Niektórzy ze łzami w oczach oznajmiali: "- Cała obecna rada dyrektorów powinna odejść!".
Wyszli innymi drzwiami
Zebrani pod obiektem czekali na wyjście rady dyrektorów: Bożeny i Andrzeja Kamińskich, Janusza Jóźwiaka, Wojciecha Mleczki, Danuty Bronhardt, Maliny Stadnik, Mariana Żaka. Na próżno. Wyszli oni z innej strony budynku. Wśród zebranych na ulicy przebywał dyrektor CP-S Janusz Sporek, który z niewiadomych przyczyn nie wszedł na spotkanie oraz Krystyna Myssura, która nie rozmawiała z zebranymi i minę miała nietęgą...
Trybun ludowy
Jako trubun ludowy wyszedł do zgromadzonych Tomasz Bortnik i - niewiadomo dlaczego - na ulicy, a nie podczas spotkania, próbował wyjaśniać przyczyny konfliktu. Sprawy organizacji polonijnych widzi on z perspektywy amerykańskiej i nijak to się ma w odnoszeniu do starego, najlepszego statutu opracowacowanego jeszcze przez założyciela obu organizacji Ks. Longina Tołczyka, dziś niedocenionego, a nawet wymazywanego z pamięci Polonii. Zapytany o to dlaczego prasa polonijna nie została wpuszczona na zabranie odpowiedział: "- Bo przecież nie jest to organizacja publiczna!". Tak więc widzą liderzy naszych organizacji rolę polonijnych mediów. Skoro dyrektorzy uważają, że nie mają niczego do ukrycia, dlaczego się ich boją? Czy winniśmy więc pisać o kwiatkach i motylkach, a nie troszczyć się o nasze wspólne dobro? O to ochoczo zatroszczyła się służba ochrony zebrania, kilkunastu rosłych osiłków, za których usługi zapłacono ze składek członkowskich (sic!) 16 tys. dolarów.
Krystyna Godowska

Źródło: Własne

Galeria

Komentarze (0)

Dodaj swój komentarz