Niemieckie zagrożenie

Agnes Trawny, Lukashevscy to przykłady haseł – nazwisk na zagrożenie rewindykacyjne ze strony Niemców, którzy (wedle stugębnej famy) w majestacie prawa, zabiorą nasze domy, mieszkania, pola.

Agnes Trawny, Lukashevscy to przykłady haseł – nazwisk na zagrożenie rewindykacyjne ze strony Niemców, którzy (wedle stugębnej famy) w majestacie prawa, zabiorą nasze domy, mieszkania, pola. Szczególnie w nagłaśnianiu tego rodzaju wydarzeń wydają się zainteresowani przedstawiciele partii politycznych o profilu wyraźnie narodowym, żeby nie użyć tu mocniejszego określenia. Obydwie rodziny wyżej wspomniane (jak wiele innych) wyjechało z Polski w latach siedemdziesiątych ubiegłego wieku na podstawie umowy polsko – zachodnioniemieckiej o wyjeździe z Polski osób podających niemiecką narodowość lub też na zasadzie łączenia rodzin. W zamian za zgodę na wyjazd kilkuset tysięcy osób ekipa Gierka otrzymała od władz niemieckich kilka kredytów, później w większości umorzonych. Nie przypadkiem więc wielu nazywało ten proceder sprzedawaniem ludzi. Zresztą tę technikę „emigracji” wymyśliły wcześniej władze NRD, które za każdą zgodę na wyjazd ze swojego kraju brały od rządu RFN ileś tam tysięcy marek. Wysiedleniom towarzyszyło wiele nieprawidłowości. Często wymuszano pozostawienie mienia bez żadnej rekompensaty lub za symboliczne pieniądze. Przypomnijmy sobie, że dotyczyło to osób, które w większości dobrowolnie, zaraz po wojnie, uznały się za Polaków. Autochtonów, jak ich wtedy nazywano. Teraz bywa, że chcą wrócić na swą ojcowiznę. A ona (ojcowizna) zajęta! Pół biedy jeśli ci wysiedleńcy nie odczuwają dyskomfortu związanego z wymuszonym w przeszłości oddaniem własnego majątku. Gorzej, gdy taka krzywdę odczuwają. A jeszcze gorzej (dla obecnych mieszkańców ich starych posesji), gdy ci mieszkańcy lub też państwo zaniedbali procedurę uformalnienia przejęcia majątku. Kłaniają się tu zaniedbania w księgach wieczystych przede wszystkim i stara dobra zasada, że jakoś to będzie. A nie jest! Bo przyjeżdża taka Agnes Trawny czy inni Lukashevscy i chcą zwrotu swojego majątku. Wtedy dopiero widzimy i słyszymy ten krzyk, lament, potem sądy i artykułowane przez zainteresowanych …niemieckie zagrożenie. Zagrożonych wysiedleniem nie zadowalają nawet przydzielane przez wojewodę mieszkania zastępcze o całkiem niezłym standardzie – co pokazała lokalna telewizja. Cóż więc dalej czynić mają inni potencjalnie zagrożeni „niemiecką ekspansją rewindykacyjną”? Chyba tylko jedno możemy poradzić – niech każdy przejrzy wszystkie możliwe dokumenty, czy jest wedle nich bezpieczny od roszczeń. Jeśli tak to wysiedleni w latach siedemdziesiątych będą mogli swoje (częstokroć bardzo słuszne!) wnioski rewindykacyjne zamieniać na normalne roszczenie finansowe wobec państwa polskiego. Bo co byśmy nie mówili, to obecna RP przecież jest następcą prawnym także PRL. A jednocześnie nie dajmy się zwariować tym okrzykom o niemieckiej inwazji. Wszak rewindykatorzy to częstokroć wcale nie gorsi Polacy od nas, a już na pewno dawni obywatele tego samego kraju co i my. A oprócz tego oni ponieśli w tamtych latach niewątpliwą krzywdę. Ci którzy uważają inaczej, albo są zaślepieni nienawiścią, albo też reprezentują partie polityczne żerujące na narodowych kompleksach antyniemieckich. Krzysztof Szczepanik

Źródło: własne

Komentarze (0)

Dodaj swój komentarz