W ubiegłą sobotę doszło do zderzenia, ale jak się później okazało, zgranej symbiozy dwóch polonijnych tuzów sztuki wizualnej: malarza Franciszka C. Kulona i rzeźbiarza Andrzeja Szczepańca. Stało się to za przyczyną wspólnej wystawy, którą zorganizowano w Grand Prospect Hall na Brooklynie, w Nowym Jorku. Na wernisaż przybyły tłumy zwiedzających Polonusów, co w dzisiejszym skomercjalizowanym, "zaganianym" świecie jest zjawiskiem rzadkim. Oprócz niezaprzeczalnych walorów twórczości obu artystów powodem do odwiedzenia wystawy były niewątpliwie charyzmatyczne cechy osobowości obu artystów oraz ich niebanalny sposób widzenia świata.
Franciszek C. Kulon, rodowity sanoczanin, zdołał zaskarbić sobie sympatię publiczności "malowaniem na bieżąco", czyli natychmiastową reakcją na wydarzenia społeczne i polityczne. Mimo, iż stworzył kilka obrazów nawiązujących do wielkich światowych kataklizmów, tj. II Wojna Światowa, wydarzenia w Katyniu, wojny w Iraku, czy wybuchów w World Trade Center, internauci wiedzą, że zaglądając na jego stronę internetową znajdą natychmiast bieżący komentarz polityczno-historyczny oddany pędzlem, tak jak np. wydarzenia z ostatniej tragedii pod Smoleńskiem. Trzeba przyznać, że Franciszek Kulon jest bacznym obserwatorem sceny politycznej zarówno na świecie, jak i w Polsce, a także w USA. Także w regionie swego miejsca zamieszkania, jakim jest miejscowość Liberty (cóż za adekwatna nazwa korelująca ze stanem ducha artysty!) w stanie Nowy Jork, gdzie popadł w konflikty z miejscowymi władzami lokalnymi, policją, a także miejscową palestrą...Między innymi z powodu tematyki jego obrazów, szkalujących miejscowe obyczaje i korupcyjne afery, których olejne odbicie wystawił w lokalnej galerii. Te -lapidarnie mówiąc- rozdźwięki światopoglądowe nieomal zakończyły się dla malarza utratą okazałej, wspaniale zlokalizowanej posiadłości, a także koniecznością reemigracji do Polski...
Tymczasem samemu autorowi wydawało się, że wyemigrował do USA jako kraju wolnego od ucisku, przesądów, rasizmu czy ksenofobii. Na co dzień zwykł mawiać: "tylko tyle wolności i demokracji jest nam dane, ile potrafimy na co dzień obronić". Widocznie w pojęciu artysty jest to niewykonalne, ponieważ jego prace zieją tragizmem, zgrozą po prostu. Przetworzonymi reportażami z pól wojennych zawieruch, ekologicznych katastrof lub rozliczeń z Panem Bogiem. Wielkie alegoryczne znaczenie ma wymowa dzieła "Życie i śmierć emigranta" i choć znów przygnębiająca, ale jakże prawdziwa. Pochylonych nad (nomen omen) Franciszkiem Kulonem stoi kilku rogatych Belzebubów, którzy przy pomocy sierpa i młota wyrwali leżącemu serce...
Artystą o dużym potencjale twórczym jest niewątpliwie rzeźbiarz Andrzej Szczepaniec, krakowianin, absolwent tamtejszej Akademii Sztuk Pięknych. Brał on udział w wielu indywidualnych i światowych wystawach sztuki, a także w niejednej prestiżowej, nowojorskiej. Ponieważ od lat zamieszkuje w centrum polskości w Nowym Jorku, czyli na Greenpoincie, stąd jego bliskie kontakty z Polonią. Wydawałoby się...że tak jest, choć zwiedzający wystawę, twierdzili, że nie znali wielu jego prac, dlatego gromadzili się i chętnie dyskutowali nad eksponatami. A trzeba przyznać, że Andrzej Szczepaniec to artysta przewrotny. We wszystkim stara się dojrzeć elementy satyry, świat swój widzi jakby w kalejdoskopie lub w krzywym lustrze. Nie stawia martwych monumentów ziejących nudą. W każdej pracy zauważyć można sarkastyczną, ale wesołą nutę. Nie lubi martyrologii i zimnego marmuru pomników. Jego rzeźby żyją swoim własnym życiem i nie chcą poddawać się klasyfikacji i katalogowaniu, vide: dziewczyna- krzesło z nieco rzadkim, rozwianym włosem. I każda z jego prac jest zamierzenie niedokończona, mówiąca: "Ja wam jeszcze pokażę!!!"
Goście obecni na wystawie degustowali elegancko podane przekąski i wino w przepastnych i niezwykle eleganckich wnętrzach zabytkowego The Grand Prospect Hall, należącego przed laty do Polaków. Dyskutowali o tym, że ten unikalny, zabytkowy budynek został sprzedany za marne grosze greckiemu użytkownikowi, który go z sukcesem prowadzi. Rzecz nie w tym, że całkowicie zgodnie z prawem nabył go aktualny właściciel, ale w tym, że jest to przykład na bezmyślne działanie polonijnych liderów, którzy powoli tracą wszystkie polonijne przybytki kultury. Cała nadzieja w tym, że pan Michael chętnie zaprasza w swoje podwoje i z przyjemnością gości u siebie Polaków.
Krystyna GODOWSKA
Data dodania: 2011-05-23 11:40:53, kzs
A | A | A
Obrazy i rzeźby w jednym stały domu..
O nowojorskimwernisażu prac Franciszka Kulona i Andrzeja Szczepańca
Źródło: Własne
Komentarze (0)
Dodaj swój komentarz