Kiedy pani po raz pierwszy zetknęła się z teatrem?
Jestem Krakuską z krwi i kości, miałam więc to szczęście, że regularnie oglądałam spektakle Narodowego Starego Teatru czy Teatru Stu. Myślałam o tym jak wiele elementów trzeba połączyć, by stworzyć spektakl i że prawdziwa magia wydarza się za kulisami. Pierwsze teatralne kroki stawiałam jeszcze w szkole podstawowej, jednak prawdziwie umiłowałam teatr na przełomie gimnazjum i liceum - uczęszczałam na zajęcia do szkoły wokalno-aktorskiej, realizowałam spektakle ze znajomymi i wtedy też zdecydowałam, że zajmę się aktorstwem „na poważnie”. Zdałam egzaminy do szkoły teatralnej i… właśnie nadchodzi mój teatralny debiut. :)
Jak doszło do współpracy z elbląskim teatrem?
Współpracę z elbląskim teatrem nawiązałam przy okazji Festiwalu Szkół Teatralnych organizowanego przez moją Alma Mater. Dyrektor teatru pan Mirosław Siedler oglądał mnie w spektaklach dyplomowych i zaproponował gościnną rolę w spektaklu Cabaret.
Jaka jest Sally? Czy lubi pani swoją bohaterkę?
To, jaka jest Sally, znakomicie oddaje jej ulubione danie czyli „ostrygi z prerii”: surowe jajko zbełtane z sosem Worcestershire. Ostra, wybuchowa mieszanka. Sally jest pełną wdzięku i zmysłową femme fatale, która pragnie niezależności i uwielbia zabawę. To co w niej uwielbiam to nieokrzesanie i poczucie humoru.
Co jest dla pani największym wyzwaniem jeśli chodzi o tę rolę i pracę na scenie w ogóle?
To, co jawi mi się jako wyzwanie, to ukazanie pragnień i lęków mojej bohaterki i jej ogromnej wrażliwości, skrywanej za fasadą lekkomyślnej hedonistki. Z pewnością jednak największym wyzwaniem jest bycie wiarygodną i prawdomówną na scenie. Aby jakakolwiek historia ożyła musi być w niej prawda, wszak „sztuka to lustrzane odbicie natury”.
Justyna Litwic - studentka V roku aktorstwa w Państwowej Wyższej Szkole Filmowej Telewizyjnej i Teatralnej im. Leona Schillera w Łodzi. Obecnie pracuje nad dwoma spektaklami teatralnymi oraz bierze udział w filmie dyplomowym w reżyserii Gabrieli Muskały, który będzie jej filmowym debiutem. Ponadto zdobywa doświadczenie jako lektorka. Jeśli nie zostałaby aktorką, byłaby pewnie historyczką sztuki albo nauczyła się kolejnych dwóch języków i została tłumaczką. Jak przyznaje najważniejsza jest dla niej rodzina. Wierzy, że każdy jest z natury dobry, tylko cywilizacja zła. Najbardziej lubi zapach świeżo wydrukowanych książek i swoich dłoni po rozwieszeniu prania, słowa „prędko”, „pędzić”, „W drodze” Jacka Kerouaca i nieprzemyślane decyzje.
Dorota Sianożęcka
Komentarze (0)
Dodaj swój komentarz