Recenzja: Tumi Magdalena Niedźwiedzka

Opowieść o kobiecie, która po latach beztroskiego, przyjemnego życia w przedwojennej Polsce musiała stanąć twarzą w twarz z dramatycznymi wydarzeniami drugiej wojny światowej, a potem z peerelowskim absurdem. Tumi niespodziewanie dostrzegła sens w bezsensie życia, a jego pozbawione logicznego związku fragmenty posklejała tak, by zaczęły do siebie pasować i układały się w zaskakująco harmonijną całość.

Towarzyszymy Tumi w ciągu pięćdziesięciu lat życia, poczynając od Gruzji, gdzie się urodziła, przez czas spędzony w Białymstoku, Grodnie i Suwałkach, a kończąc na prowincjonalnej, karykaturalnej Polsce lat siedemdziesiątych XX wieku. Obserwujemy, jak zmienia się z miłej panienki w femme fatale, a wreszcie w ironiczną starszą panią, wiecznie na rauszu. Ciągnie się za nią przeszłość, wspomnienie dramatycznego incydentu w Batumi i rozbitego na skutek intrygi związku z ukochanym mężczyzną, a także konsekwencje wątpliwych moralnie decyzji męża, do których się przyczyniła, oraz skomplikowana relacja z siostrą, która zawsze miała narzędzia, by przywrócić Tumi spokój ducha, nigdy jednak z nich nie korzystała.

Magdalena Niedźwiedzka – autorka zbeletryzowanych biografii „Królewska heretyczka” i „Maria Skłodowska-Curie”, bestsellerowego cyklu „Zmierzch Jagiellonów” oraz pięciotomowej „Sagi rodu Deynarowiczów”. W wolnych chwilach maluje obrazy.

Komentarze (0)

Dodaj swój komentarz