Młodzi Braniewianie o Europie

V EDYCJA - „MOJA SZKOŁA W UNII EUROPEJSKIEJ”. Autorzy: Natalia Dawgul, Monika Kierul, Nina Szuba. Liceum Ogólnokształcące przy Zespole Szkół Budowlanych w Braniewie.[PONIŻSZA PRACA

V EDYCJA - „MOJA SZKOŁA W UNII EUROPEJSKIEJ”. Autorzy: Natalia Dawgul, Monika Kierul, Nina Szuba. Liceum Ogólnokształcące przy Zespole Szkół Budowlanych w Braniewie. [PONIŻSZA PRACA ZAJĘŁA DRUGIE MIEJSCE W POLSCE] „Za chwilę, poprzez nasze podpisy, narodzi się Wspólny Rynek i Euratom. Co to oznacza? Bardzo wiele. Przede wszystkim uroczyste potwierdzenie głębokiej solidarności 6 narodów, które tak często na przestrzeni dziejów, znajdowały się w przeciwstawnych obozach, występując jedne przeciwko drugim na polach walki, a które się teraz łączą i jednoczą, poprzez bogactwo ich różnorodności, w obronie tego samego ideału człowieczeństwa.” Jak rozwinęła się idea, o której mówił Paul Henri Spaak w Rzymie 25 marca 1957 roku? Temat sugeruje odpowiedź twierdzącą, że „ależ tak, niezaprzeczalnie idea Spaaka rozwinęła się w przeciągu kolejnych dziesięcioleci, aż do dziś.” Ale czy oby na pewno dążenie niegdysiejszych wrogów do solidarności i jedności w imię jakichś pannarodowych haseł stało się? Czy w ogóle miało szansę na spełnienie? Jak to możliwe, że Ktoś w latach pięćdziesiątych ubiegłego stulecia, w czasach niezwykle burzliwych, bo „zimnowojennych”, mógł tak jednoznacznie stwierdzić, że dobro wspólne jest ważniejsze niż dobro własne, a jego osiągnięcie nie jest wcale zwykłą utopią? – bo przecież tak można sparafrazować wypowiedź Spaaka sprzed pół wieku. Skąd mógł On wtedy wiedzieć, ba, mieć pewność, że Wspólny Rynek i Euratom przetrwają czas próby, że nie podzielą one losów - tak licznych przecież w historii każdego z państw „szóstki” - momentów „trwałego – nietrwałego” pojednania? Paul Henri Spaak wypowiedział się o Europie wówczas, w 1957 roku w Rzymie, niewiarygodnie perspektywicznie. Fenomen tego człowieka – jak pokazują dzieje integracji Europy ostatniego półwiecza - polegał na tym, że nie tylko świetnie znał realia polityczno – społeczno – gospodarcze na płaszczyźnie międzynarodowej i wzajemnych relacji między państwami, nie tylko na tym, że potrafił przewidzieć dalszy bieg historii, ale również – lub przede wszystkim – na tym, że był człowiekiem ryzyka; dał przykład innym i wyznaczył pewien stabilny tor europejskiej jednolitości, opierający się na filarach różnorodności, która postępuje wciąż naprzód... Jedyne pytanie, które się w tym momencie nasuwa to: czy bez szkody, czy też ze szkodą dla owych „filarów”...? Każdy z narodów Europy jest jedyny w swoim rodzaju. Nie sposób przywołać w tej chwili wszystkich tych cech, które tak doniośle świadczą o odrębności narodowej Portugalczyka, Francuza, Polaka, Estończyka... Historia. Język. Tradycja. Sztuka. Myśl... A jednak okazało się w którymś momencie, że jest coś ważniejszego od tego, co „moje” i każde z dwudziestu siedmiu państw – dziś członków Unii Europejskiej – postanowiło zaryzykować w imię „wspólnego”. Z pewnością decyzja poszczególnych państw o przystąpieniu do europejskiej wspólnoty nie była zgodą na wyrzeczenie się korzeni, ale zarazem stanowiła zgodę, żeby „stać się jednym z was”. Jak to zatem jest? – jako obywatele Europy jesteśmy biedniejsi o własny narodowy dorobek, czy bogatsi o osiągnięcia i doświadczenie innych narodów, nie tracąc przy tym ani krzty z tego co „nasze”? Czy jesteśmy tacy jak kiedyś – prawdziwi, czy też nowi – upozorowani? A może wtedy byliśmy jak „nie swoi”, a teraz poznaliśmy czym naprawdę jest bycie świadomym Europejczykiem? Ile pytań, tyle odpowiedzi. Im trudniejsze pytanie, tym trudniej o jednoznaczność odpowiedzi… Z pewnością wir rozważań nad tematem pozwoli wyeksponować przynajmniej jeden solidny argument [słuszny i prawdziwy!], za – lub przeciw – tezie Spaaka, że nawet odwieczni przeciwnicy są w stanie osiągnąć cel najwyższy – wspólne dobro – bez wyrzekania się tego, co stanowi istotę państwa, czyli historii, tradycji i osiągnięć materialnych… Paul Henri Spaak europejskim bogactwem nazwał różnorodność narodową. De facto znamieniem Europy jest wieloetniczność, a przez to wielokulturowość i „różność”. Wyrazem tego było np. cesarstwo rzymskie, pierwszy wzór wspólnoty europejskiej, gdzie mimo ogromnej różnorodności kulturowej i różnych tradycji występowało naturalne prawo poszanowania godności ludzkiej; św. Paweł z Tarsu aresztowany przez urzędników cesarskich, wieziony był w takich warunkach do Rzymu, że Ów Więzień, po drodze, mógł swobodnie prowadzić działalność apostolską. W oporze ogółu polskiego wobec narzuconego naszemu krajowi „systemu wschodniego” w okresie PRL, jak też w słynnym „Liście biskupów polskich do biskupów niemieckich” i wreszcie w uniwersalistycznych elementach „Solidarności” widać blask Europy powszechnej i prawowitego m.in. polskiego w niej uczestnictwa. Zatem każdy z unijnych państw - „filarów” można uznać za klejnot w Unii Europejskiej – koronie, klejnot niezbędny by mogła ona błyszczeć. Niestety, Europa dla większości nie jest sprawą serca, ale rozumu. I im bardziej się scala, tym głośniejsza jest w różnych państwach reakcja na rzekomy kryzys tożsamości narodowych. Separatyści we Włoszech, Hiszpanii, Francji głośno wołają „chcemy być sobą”, Szkocja odłącza się od Anglii, a następna w kolejce jest Walia. Dziesięć lat kraje Europy Środkowo – Wschodniej uskrzydlone odzyskaną wolnością rozpędzały się do skoku gospodarczego, cywilizacyjnego i kulturalnego, a ich hasło: „wracamy do Europy!” brzmiało niczym wyznanie wiary. Rychło jednak to aktywne zawołanie zastąpiono innym: „Nigdzie nie musimy wracać! My nigdy nie opuściliśmy Europy! To ona nas zdradziła w 1945 roku!”. I tak, to co na pierwszy rzut oka wygląda na demonstrowanie własnej wartości, okazuje się nagle nową wersją starych kompleksów… Kanony kultur narodowych w Europie są wytworem epoki rywalizujących ze sobą państw narodowych XIX i XX wieku. Wraz z globalizacją gospodarki i mediów elektronicznych oraz politycznym jednoczeniem Europy i powstaniem ponadnarodowych korporacji każdy kraj pozbawia się nierzadko z własnego wyboru „ojczystych”: folkloru i klasyki. Dziś jakby częściej niż kwestia narodowa mówi się o kondycji ludzkiej, która tak naprawdę… niewiadomo co znaczy. Zarazem codziennie na większą lub mniejszą skalę następuje zderzenie i przenikanie kultur regionalnych, grup etnicznych lub socjalnych, zderzenie języków i obyczajów w Europie, które ubogacają wspólny europejski dorobek. Na co dzień dokonuje się wielka wędrówka ludów – faktyczna, dzięki migracjom i turystyce, wirtualna – dzięki nowym mediom pozwalającym w każdym miejscu Europy oglądać programy telewizyjne z drugiego jej końca. Pytanie tylko: czy wspólna tradycja i wspólne media rzeczywiście wystarczą, by stworzyć dziś wspólną kulturę europejską…? Pomimo barier językowych dla niemałej grupy artystów, naukowców i intelektualistów jedna wspólna kultura europejska istnieje od wieków, jako kultura dialogu. Niewiele jest w Europie tego, co można by uznać za dorobek tylko jednego narodu. Na wizerunku Warszawy odciskają się dziś saskie rezydencje, stalinowski Pałac Kultury, biurowce wybudowane przez architektów niemieckich, czy tureckich… Właściwie każde europejskie miasto jest dziś międzynarodową mieszanką pomysłów. Trudno jest, zwłaszcza najmłodszym państwom - członkom Unii Europejskiej, tym „trzylatkom” i niespełna „półrocznym maluchom” nie wpaść w pułapkę narodowego egoizmu. Ale pomimo tych naturalnych przeszkód początki europejskiej opinii już istnieją. Wspólna myśl i działanie europejskich członków NATO skierowane na Kosowo w 1999 roku, wspólne decyzje o wprowadzeniu euro do obiegu, solidarny opór wobec przejawów ksenofobii i populizmu… Państwa z krótką tradycją unijną czerpiąc z doświadczeń „szóstki” do „piętnastki”, a zarazem napędzane przez nie dyscypliną, z pewnością szybko się wdrożą i zaangażują w aktywne działania na rzecz europejskiego pokoju i dobrobytu. Jednak czy na takim obrazku Europy nie zacznie dominować słabo widoczna, choć istniejąca od początku rysa, w postaci Niemiec, Francji, czy Włoch? Bo czy i te państwa dotyczyć będzie kiedykolwiek solidarność… „ kontrolująca”…? Do czasu wejścia w życie traktatu z Maastricht w żadnym poprzednim traktacie nie było mowy o zagadnieniach dotyczących kultury i o kompetencjach Wspólnot Europejskich. Traktaty Rzymskie dotykały przede wszystkim spraw gospodarczych, natomiast kultura – z dekady na dekadę – pozostawała poza zakresem kompetencji wspólnotowych. Dopiero od 1993 roku na nieporównywalnie szerszą niż dotychczas skalę zajęto się propagowaniem i „przyczynianiem się do rozkwitu kultur państw członkowskich” [art.4 Traktatu z Maastricht]. Odtąd respektowano zatem narodową i regionalną różnorodność każdej grupy obywateli europejskich, jednocześnie uwypuklając wspólne dziedzictwo kulturowe. Można w tym miejscu pokusić się o stwierdzenie, że w wyjątkowo pozytywnych okolicznościach znalazły się te państwa, które w granice Unii Europejskiej wkroczyły po roku 1993. Stając się członkami europejskiej wspólnoty uzyskiwały gwarancję, że ich „różność” nie zamieni się w „tako samość”; co więcej – „różnością” tą będą mogły się chwalić i wielopłaszczyznowo ją prezentować, a nawet manifestować. Wydaje się, że postępujące wciąż zjednoczenie w Europie jest procesem bardzo trwałym, którego nie da się już odwrócić. I bardzo dobrze. Wygląda też na to, że nie zagrozi ono nigdy spłyceniu lub pozbawieniu narodowych wartości któregokolwiek z państw unijnych lub w przyszłości – nowych członków Unii. To zjednoczenie, aby mogło istnieć musi właśnie tolerować różnorodność. Musi więc istnieć swoista opozycja między jednością, a różnorodnością. Zestawienie tożsamości i odmienności, kontakt rodzimości i obcości jest pewnikiem europejskiej jedności, o której mówił Paul Henri Spaak przed półwieczem. Paul Ricoeur, francuski filozof, mówi o trzech warunkach, które Europa musi spełnić, aby osiągnąć pełne zjednoczenie. Odnoszą się one do przekładu, bo aby się zrozumieć trzeba przełamać barierę wielojęzyczności, wymiany wspomnień, bo własny historyczny pietyzm opowiedziany w sposób zachęcający i zrozumiały dla uczestników innych kultur, przyczyni się do stworzenia wspólnej płaszczyzny kulturowej i przebaczenia, bo choć nie można zapomnieć – można przebaczyć. Takie pojęcie rzeczywistości, które sugeruje Ricoeur staje się podwaliną nowej kultury, nowej świadomości. Nie sposób nie przywołać w tym temacie również poglądów wielkiego autorytetu światowego, którym był – lub jest nadal – Jan Paweł II. Jego pogląd na ideę integracji państw Europy jest nie bez znaczenia zwłaszcza, że jako Polak i zarazem Głowa Kościoła Katolickiego na świecie przykładem swojego życia i nauki pokazywał, że można być ze światem, nie będąc zarazem przeciwko własnym korzeniom; był on wielkim patriotą, choć właściwie dobrowolnie opuścił Ojczyznę w imię…. wspólnego dobra. Jan Paweł II nauczał m. in., że dziś w ideologii europejskiej nie ma miejsca na integryzm religijny, nie odróżniający sfery wiary od sfery życia obywatelskiego, z czego wynika, że w Europie szanowana jest wolność wyznania i wolność myśli. Mówi też, podobnie jak Paul Ricoeur, że trzy dziedziny powinny stać się priorytetowe w procesie kształtowania obrazu wspólnej Europy: dziedzina ekologii, gdzie następuje „pojednanie człowieka ze stworzeniem”; dziedzina wzajemnych stosunków między ludźmi i narodami, gdzie następuje „pojednanie człowieka z jego bliźnim, wzajemne akceptowanie się Europejczyków reprezentujących różne tradycje kulturowe, otwarcie na duchowe bogactwa innych narodów”; dziedzina duchowości człowieka, gdzie zachodzi „pojednanie człowieka z sobą samym, gdzie następuje odtworzenie integralnej wizji człowieka i świata”. Również tutaj jest więc mowa o pojednaniu i uznaniu innych kultur za równoważne z kulturą rodzimą, o tolerancji. W myśli Jana Pawła II można też wyczytać pochwałę współgrania w kulturze europejskiej jedności i różnorodności. Właśnie mija pięćdziesiąt lat odkąd Paul Henri Spaak przewidział trwałe zjednoczenie różnorodności. Wydaje się, że nieunikniona stanie się zmiana tożsamości kulturowej Europejczyków w XXI wieku i jakby na dalszy plan odsunie się kanon kultur narodowych odziedziczonych po poprzednich wiekach. Jednak nie będzie to na pewno takie przeobrażenie, które dyskryminuje dziedzictwo narodowe państw Unii Europejskiej. Zjednoczenie Europy w różnorodności wróży narodziny prawdziwej tolerancji i szacunku dla tego, co dotąd jest nierzadko odrzucane, dlatego tylko, że nie jest znane. Dla Europy nie ma dziś przyszłości innej, jak taka, której podstawą będzie dialog i współżycie mniejszości etnicznych lub wyznaniowych. W końcu wszyscy jesteśmy jakimiś mniejszościami we wspólnej Europie…

Źródło: własne

Komentarze (0)

Dodaj swój komentarz